poniedziałek, 18 czerwca 2018

Świat koncertów.

Drugi koncert, kolejne wrażenia.
Przyjechaliśmy, później, niż na występ Kali'ego, kolejka była dłuższa, ale sprawniej szła.
Pewnie dlatego, że bramkarzy, do skanowania biletów, było dwóch, tak jak i do sprawdzania torebek.
Z racji, że na wcześniejszym koncercie, nie działały czytniki do kart, zaopatrzyliśmy się w gotówkę.Zakupiliśmy napoje i poszliśmy, szukać miejsca pod sceną.
Już wtedy wydawało mi się, że picia nam nie starczy, na 3h koncert, po pół litra, na łeb...co to jest...
   Pod sceną, w miarę szybko, znaleźliśmy dobre miejsca, ze trzy osoby, przed nami, przy bramkach. Wręcz, bardzo dobre, biorąc pod uwagę, ilość ludzi.

   Pierwsze, co mi się, nie spodobało, to to, że wiatraki, pierwsze od sceny, nie działały!

Byłam tam, miesiąc wcześniej, prawie nawet w tym samym miejscu i czułam mega powiew.
A teraz nic. Pełna sala, gorąco jak chuj.
Jeszcze koncert, się nie zaczął, a już, przednia połowa widowni, kąpała się, we własnym pocie.
   Po napisaniu, do klubu, z prośbą o klimę, odpisali, że jest załączona.
Nikt kurwa, nie przeszedł się, by sprawdzić, czy faktycznie, jest wszystko ok.
Gdy wychodziliśmy, z koncertu, okazało się, że faktycznie, działały wiatraki, szkoda, że tylko te, z tyłu 'parkietu'.
   Przed koncertem, nie było napisane, o supporcie, a był NNZS, co również, wkurwiło publikę, bo start, miał być o 21.
Koncert, był średni, głosu jednego tam brakowało.
Mimo, że prawie pewnie, jedyna, ich tam znałam, nie wykazywałam, swojej aprobaty, po przez machanie ręką, czy jakąkolwiek interakcję. Do momentu, jednej piosenki.

Odpowiadając na pytanie, czemu tylko stałam i patrzyłam. Jeden, mieszkał na tym samym placu, drugi chodził, z moją exprzyjaciółką, do klasy.
Ten drugi, miał jakiś kompleks, na punkcie, mojej wady wzroku, nie widział, swojej pizzy, na twarzy, patrząc w lustro, ale to do moich oczu się przypierdalał, gdy tylko, miał okazję, mnie mijać, lub siedział z tym pierwszym na moim placu...
Więc i pięknie, mi się słuchało, takich średnich tekstów, pomyłek i nie dogadań, w sprawach, wejścia, w wers.
Oczywiście, to co sprawiło mi, największą przyjemność, to oczywiście, to, że 'łap w górze', byście na tamtą chwilę, nie ujrzeli.
Momentem, jednej piosenki, było to, że była dla brata, jednego z nich, który uległ wypadkowi, wiem, bo leżał, w tej samej sali, w tym samym czasie, z moim kolegą, o tym samym imieniu, co on. Wtedy, 'łapą w górze machałam', ba, nawet z nimi, tekst śpiewałam - jeden jedyny z przekazem kawałek.
Potem, po jakiejś chwili, 3 osoby, się chamako wpierdoliły. Byli wyżsi i to tak znacznie, mega się zdenerwowałam, ale nic nie powiedziałam, więc się w dalszą złość, nie zanurzałam. Znalazłam prześwit, nad ich barkami, narzekając, na brak klimy, wypatrywałam rapera.
Widziałam, o dziwo dobrze i miejsce na tańce i machanie ręką, miałam.

   Koncert Kękę, był dobry, świetnie się bawiłam, z 3 tysiące, kalorii zgubiłam. Gorset, wypełnił swoją rolę i pomógł mi, wytrzymać te 4 godziny zabawy.
   Szybka wędrówka, do auta po koncercie,
bo tam była woda, a my cierpieliśmy,
na gardła zaschnięcie.

Po drodze do Maka, na nugesty, z kurczaka i do dom.
-Wronged.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz