poniedziałek, 14 maja 2018

Izba Zdrowia...(nie)Zawsze, do pomocy, gotowa...



...
Gdy, już nawet elektrolity, nie pomagały, pojechaliśmy, na izbę przyjęć...
   Nienawidzę szpitali, już sam zapach, powoduje u mnie mdłości.
Ale to co, zaczęło się ze mną dziać, nie życzę nikomu,
no może dwóm osobom..
-...sorry.
Pojechałam w dresie, bez skarpetek, z narzuconą bluzą i siatką. Refluks, nie dawał za wygraną. Włosy, pod wpływem potu, całe się pokręciły, mimo, keratynowego prostowania. Na bluzkę, skraplała mi się, niedawno nałożona, farba koloryzująca, koloru czerwonego...23:20. Zostaliśmy, 'wyśmiani', że nie pojechaliśmy tam, gdzie mają dyżur...
Obecnie, dyżur w SW, miała chirurgia.., czyli nie moja kategoria.. Niestety, nie wiemy, gdzie się w takich momentach, mamy się udać...
Raz, w podobnym przypadku, opisywanym w Z życia.,
pojechaliśmy, na Opiekę Nocną... ledwo żyłam, ale strasznie walczyłam, by to minęło.
  Dostałam, moje pierwsze w życiu, 3 zastrzyki w dupę...
Pielęgniarka, stwierdziła, że poradzi sobie ze mną, zagadywała mnie, pytała,
ale ja tylko, w głowie miałam obraz, trzech igieł, wbijających się, pod moją, delikatną skórę.
Bardzo bolało, czułam każde wbicie.
Na wspomnienie, tamtego momentu, aż czuję spięcie, w tym miejscu.
Bez A. nie chciałam pozwolić, sobie wbijać, cokolwiek, mam straszną fobię,
a gdy A. jest, przy mnie, wiem, że nie pozwoli mnie skrzywdzić i trzymając,
jak dziecko, za rękę, pokazuje, że jest całym sobą, ze mną, w tej okropnej dla mnie chwili.
Nie umiałam siedzieć, na dupie, ale po jakimś półgodzinnym siedzeniu tam,
byłam tak rozmiękczona, że bóle, stały się mi obojętne.
Skupiłam się, na moim piekącym siedzeniu.
Z racji, uczucia najebania, zostaliśmy odesłani do domu, żebym poszła spać.
Więc wróciliśmy i poszłam spać.
Po raz drugi, jak miałam 'napad', nie umiałam chodzić, po pawiach, było mi strasznie gorąco,
całe ciało mnie bolało, jakby ktoś, mnie nagrzewał lampą, jak w solarium,
było mi duszno, strasznie bolał mnie tył głowy.
A., nie wiedział, co ma zrobić, jak mi pomóc, to zadzwonił, po karetkę.
Dali mi dosadnie, do zrozumienia, że karetkę, wzywa się, do osoby 'umierającej', a nie kontaktowej...
Dostałam, ponownie, trzy zastrzyki, poczucie winy, że ich wezwaliśmy, ale przynajmniej pomogło.

No i w końcu... dotarliśmy, do tego koszmarnego dnia...
Po daniu, do zrozumienia, że tu, nam nie pomogą i odsyłają nas do szpitala, który ma dyżur Gastro.
Godzina 23:30, siedzę, pompuje mi się co 4 minuty pusty żołądek, czuję ciągłe, napływy piany, w ustach, który wypluwam, do siateczki, którą mi A. trzyma.
Patrząc na mnie, ma łzy w oczach, dopiero, jak zobaczyłam jego, buzię pogrążoną, w smutku, z niemocy, wzrokiem, zabójczym, głosem podniesionym, na lekarzy, którzy, rozkładają ręce..
                                                        Zbadali mi brzuch, dotykowo, stwierdzili, że ok, pobrali krew...
Zaczęło mi się robić, bardzo zimno, nie umiałam, uspokoić mięśni, by się nie trzęsły, całe ciało, mi drżało, bez opanowania,
A. przykrył mnie bluzą, którą miałam ze sobą. Nic, to nie pomagało, było mi coraz zimniej, coraz mocniej i szybciej się trzęsłam. Po pięciu minutach, mój pusty żołądek, oszalał.
Wymiotowałam pianą, bialutką, zbitą, jak ubite białko...
Dla mnie, to trwało wieki, zaczęłam, się rzucać, po łóżku, z bólu,
wykręcał mi się żołądek, jak uczucie, bardzo dużego głodu, wykręcało go, jak mokrą szmatkę...
Kolana z bólu miałam, aż pod brodą, tak wykręcało, że niekontrolowanie, kopałam w zasłonę,
która była przy łóżku, jeżeli ktoś, widział i słyszał, kiedyś kota rzygającego, to było bardzo podobnie, w tym przypadku, razy nieskończoność...
Nie umiałam oddychać, bo każdy oddech, powodował refluks...
A. mi przyniósł mi wodę, to co wleciało, to wyleciało.
Stwierdzili, że przed wysłaniem, dadzą mi kroplówkę... kolejna igła...
Kolejny napad lęku, tylko pogorszył sprawę, do skończenia kroplówki, ciągle mnie dźwigało,
bolało, pot zalewał mi ubrania, trzęsłam się z zimna, pragnęłam końca...
Gdy, kroplówka zeszła, poczułam, uderzenie sił, ucieszyłam się, że będę mogła, wrócić do domu.
Radość, trwała krótko, za krótko, gdzieś z 10 minut, potem, z czasem zaczęłam powoli wracać, do wcześniejszego stanu.
Dali mi wypis i pojechaliśmy, do szpitala, na SOR.
Zabraliśmy, ze sobą Panią, która była z ojcem, gdy miałam napady, podeszła do nas, przeprosiła o wtrącanie się, ale w jej rodzinie, były podobne przypadki, gdzie były te same objawy, a lekarze rozkładali ręce i podróż, od specjalisty, do specjalisty, bez skutku.
Prawdopodobnie, to ona była, kurtynę obok.
Medycyna niekonwencjonalna, podobno, kropla krwi, a zielarka, znajdzie mi zioła, na moje problemy. Trzem w rodzinie Pani, niby pomogło, ja się na razie nie przekonałam.
Później, gdy czekałam, na wypis, słyszałam, jak rozmawia Pani, z lekarzem i on oznajmia, jej i jej ojcu w szlafroku, że karetka będzie, za trzy godziny, by zawiozła ich, do domu...
Powiedziałam, A., żeby zapytał, w którą stronę jadą, okazał się, że po drodze, więc ich wzięliśmy, ze sobą. Podjechaliśmy, pod szpital, gdy wyszłam z samochodu, brzuch, nie pozwalał, mi się wyprostować. Chwilę spędziliśmy, na ławce, potem poszliśmy na Izbę Przyjęć...

Nie spodziewałam się, że to będzie, taka długa historia, więc drugi szpital, zostanie opisany, w kolejnym poście.

-Wronged.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz