poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Historia z życia wzięta - psychiatryk.

Dotarliśmy z A. do szpitala...
Zostałam przyjęta, przez panią terapeutkę, ponieważ, nie było, już wtedy ordynatora.
Zrobiła, ze mną wywiad, dała kilka mocnych leków, po dzwoniła, po oddziałach, niestety, miejsc nie bylo.
Dostałam 3 numery, na 3 oddziały.
Z racji, mojej fobii telefonicznej, sama myśl, że mam dzwonić, bardzo mnie sparaliżowała.
W dodatku, myśl, że sama mam prosić, o przyjęcie, bardzo mnie zdenerwowała i stwierdziłam, że jednak, nie potrzebuje pomocy szpitalnej, bo inaczej, od razu by znaleźli, dla mnie miejsce.
Po namowach A., na drugi dzień, zaczęłam dzwonić.
Pierwszy oddział, był pełny, więc zadzwoniłam, na drugi numer.
Tam pani, poprosiła, żebym zadzwoniła, o określonej godzinie, bo ordynator, miał obchód.
Około godziny trzynastej, dodzwoniłam się, do ordynatora.
Powiedziałam to, co mam napisane, na skierowaniu, po czym doktor, stwierdził, że już dziś, nic nie załatwimy i mam przyjechać na drugi dzień, między ósma, a dziewiątą i tak właśnie zrobilam.
Gdy, na drugi dzień, przyjechaliśmy z A., czekaliśmy trochę, przed izba przyjęć.
Byłam wtedy, bardzo przerażona...
Ludzie, chodzili jak zombie....
Czekała też, z nami, jedna pani...
Wyglądała, jakby pięć dni piła i nie trzeźwiała, ledwo się wysławiała.
W końcu, otworzyły sie drzwi, do izby przyjęć i zostaliśmy zaproszeni.
W pokoju, siedziała bardzo miła pani, dałam jej wywiad, który dzień wcześniej, zrobiła mi inna pani.
Pani psychoterapeutka, ponownie zrobiła mi wywiad, trochę z nią porozmawiałam.
Pani pielęgniarka, która była tam z nami, zbadała mnie, przeszukała plecak i torebkę którą, ze sobą miałam.
Zaprowadzili mnie na salę.
Mogłam wybrać sobie łóżko, bo 3 były wolne.
Dostałam leki i spałam cały dzień.
Pierwszy mój sen, był o słodyczach, tak bardzo je pragnęłam, a zapomniałam sobie wziąć 😣
Nie można mieć ze sobą :
*Nic ostrego - noży, sztućce początkowo plastikowe, żyletki jednorazowe, pensety, *Nic z kablami, czyli ładowarki, słuchawek, prostownicy, wiatraka.
* Żadnych tabletek.
Gdy jesteś na obserwacyjnym, nie masz nic z tych rzeczy.
Ale, jak już się przejdzie, na zwykłą sale, zazwyczaj początkowo, są te rzeczy w depozcie, u pielęgniarek, potem na spokojnie, można je mieć w pokoju.
Z racji, że nie ma krat, w oknach pokoju, mamy ciągle zamknięte onka, bez klamek.
Teraz, jest lato, więc jest naprawdę, bardzo duszno.
Ja mam tu, przy sobie, telefon, słuchawki, wiatrak, e-fajke.
Papierosy, są tu deficytem.
Mamy też sklepik, w którym prawie wszystko jest.
Jest też coś takiego jak rewers.
Jest pełny, połowiczny i jego brak.
Pełny rewers, znaczy, że można wychodzić, tylko z terapeutką.
Połowiczny rewers, znaczy, że można wychodzić z osobami odwiedzającymi, a brak, to można wychodzić na ogródek samemu, ale trzeba się meldować co godzinę.
Co jest potrzebne?
*Potrzebujemy ciuchy, *rzeczy do higieny osobistej + papier toaletowy, *mydlo, *coś do prania (chyba że ktoś będzie co 2 dzień zabierał wam rzeczy)
*Kocyk można zabrać, żeby poleżeć na ogródku.
*Kawę, herbatę, cukier.
*Coś do podgryzania - dla mnie to są 7 dejsy 😏
*Picie najlepiej wodę, bo przy połowie leków, nie zalecane są rzeczy słodkie.
*Coś do zajęcia sobie czasu, jakieś gazetki, ksiazki, ja mam kolorowankę o której pisałam w innym poście 😍
*Jak ktoś pali to fajki i zapalniczkę - najlepiej razy 2. Dobra alternatywą jest e-papieros, bo z tego, nie obsępią.
 *Jak ktoś posiada, to powerbanka, bo nie mają kabla i ich nie zabieraja.
To chyba tyle na temat wstepu, zaczynamy opowieść o ludziach i historiach jakie tu wyprawiaja.
-Wronged.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Co spowodowało, że zamknęłam się w psychiatryku.

Siedziałam, w piątek w pracy na fajce...
Byłam, wymęczona psychicznie, do wytrzymałości granic.
Lecz, nie czułam już, wtedy nic, myślałam tylko, jak się zabić...
Czułam, jakby odeszło, ze mnie życie, czułam, tą cholerną pustkę i rozjebaną na kawałki psychikę...
W głowie, brzmiał głos, który powtarzał, w kółko słowo koniec. 
Nie wiedziałam, jak temu, mogę zapobiec.
Wiedziałam, że nic dobrego, to nie znaczy. Ale, na szczęście, miałam wtedy wizytę, w centrum psychoterapii.
Wypuścić, mnie nie chciała, lecz o ostatni wolny weekend, bardzo błagałam. 
Chciałam, z rodziną, pojechać nad wodę, dać psychice, choć małą swobodę.
Wychodząc, wiedziałam, że za dwa dni, trafię do szpitala.
Myśl o samobójstwie, bardzo się, mych myśli trzymała.
Gdy, po mnie, przyjechali, w aucie linka się urwała.
Przyjechał kuzyn, z dziewczyna, rodziną się wkurwiła, a ja się cieszyłam, że miejsca jest na 3 i że jechać, nie musiałam.
Bardzo, chciałam A powiedzieć, o przebiegu wizyty. 
Nie chciałam, zamartwiać teściów, że muszę jechać do szpitala, i tłumaczyć, że każda myśl, łeb mi rozpierdala. 
Kiedy pojechali, poszliśmy, z A do domu, tam mu wszystko wytłumaczyłam, że muszę i żeby, nie mówił nikomu.
Razem płakaliśmy, bo bardzo szpitala i rozłąki, się obawialiśmy. 
Choć temat szpitala, przewijał się, nie pierwszy raz, wiedzieliśmy oboje, że to już chyba, jest ten czas.
Gdy poszłam w poniedziałek, do psychoterapeutki, okazało się, że psychiatra musi, mi wypisać skierowanie. 
Pani psych., powiedziała, że przyjmie mnie, pod koniec pracy i życzy 120 za jego wypisanie.
Moja psychoterapeutka, zaoferowała, że za jej wizytę nie zapłacę, tylko zapłacę tamtej, za skierowanie.
W międzyczasie, zadzwoniła do przychodni, gdzie uczęszczam, na AN i tam pani, zgodziła przyjąć mnie na NFZ.
Pojechałam, na wizytę, zrobiła ze mną wywiad i potwierdziła, że szpital, potrzebny mi jest.
 Dostałam skierowanie, do szpitala, do Szopienic. Bałam się bardzo, ale pragnęłam się zmienić.
-Wronged.