czwartek, 1 listopada 2018

Nadzieii, czas ustał.

Wszystkich świętych, 
a odwiedzamy zmarłych. 
Narodowy pogrzeb, 
wszyscy świętują, 
a chodzą w czarnych.
Jeden w roku dzień, 
a tyle hałasu,  
Bo w inne dni, 
ludzie nie mają czasu.
Jeden morał wszystkim znany.
Ludzie, będą mieli Cię w dupie,
Jak zostaniesz zakopany.


Nie lubię, chodzić po cmentarzach...
Bo, zazdroszczę, że mają już spokój, 
który, ja pragnę mieć.
Nie umiem, już tego życia znieść.
Pragnę, się koło nich położyć...
Zamknąć oczy 
i już ich, nie otworzyć.
Czuję się źle, czuje się pusta, 
Nie mam, ochoty walczyć, 
Nadzieii czas, ustał.
Czuje się obco, czuje się nijak,
Czuję się, jak człowieka wrak.
Nie mam ochoty, na nic.
Mam dość, walki.
Mam dość, nadzieji.
Mam dość, litości.
Chce, by wszyscy, o mnie zapomnieli.
Tracę siły,
Ten świat, się pomylił.

-Wronged.

poniedziałek, 29 października 2018

Jak jest źle,zawsze może być gorzej.



Czuję się beznadziejnie, nie mam już sił walczyć.
Czuję się rozbita, na części pierwsze.
Tyle czasu walczyłam, ale nie mam już sił.
Boję się powiedzieć, o tym lekarzom, bo wiem,
że jak się wygadam, tak wyląduję na obserwacyjnej.
Nie mam już sił, wyglądam coraz gorzej,
a nic nie potrafię z tym zrobić.
Czuję, że lżej będzie wszystkim,
jak nie będą, musieli mnie wspierać, bez rezultatów.
Jestem beznadziejnym przypadkiem.
Już myślałam, że wszystko, idzie w dobrą stronę.
Trzy dni szczęścia, poszły w zapomnienie.
Myślałam, że już staję na nogi,
a okazało się, że dalej się alienuje.
Dalej, nie umiem funkcjonować, wśród najbliższych.
Spotkania mnie męczą.
Nie umiem, cieszyć się, z czyjegoś szczęścia.
Czuję się gorsza, od wszystkich.
Nie potrafię poradzić sobie, z samą sobą.
Nie potrafię, wziąć się w garść...
Czuję się, pusta w środku.
Czuję, że moje życie, zawsze będzie, bezsensem.
Mam już dość.
Dość walki, dość dni bez poprawy,
dość udawania że jest ok,
tylko po to, by wyjść na przepustkę.
Mam dość, tego szpitala, tego dnia, tego życia.

-Wronged.

niedziela, 28 października 2018

Życie przekreśla - depresja.



Ogarnia mnie, wszechobecne zobojętnienie,
uczucie zmęczenia.
Niemożność, podjęcia decyzji, ciągle mnie męczy.
Brak radości - anhedonia,
Brak sił/energii - anergia,
Poczucie winy, że nie umiem cieszyć się z odwiedzin, lub
że sama, nie odzywam się do nikogo...
Mimika - uboga,
Wyraz twarzy - smutny,
Tonacja głosu - bez modulacji,
Tempo wypowiedzi jak i ruchy -  spowolnione,
Obniżona samoocena, zerowa wartość.
Myślenie katastroficzne,
nieufność wobec kogokolwiek.
Patrzę na świat w czarnych barwach.
Niepokój, to mój nieodłączny element.
3 razy B - bezradność, bezsilność, beznadziejność.
Pragnę być samotna, szpital mnie przytłacza,
bo tam, nie mogę, pobyć sama, ze sobą.
Nie widzę kolejnego dnia, a co dopiero, przyszłości.


Czyli, depresja...

-Wronged.

Niektórym się przytrafia - apatia.

Utraciłam, chęć do życia.
Bezrefleksyjnie, wykonuje czynności, życia, codziennego.
Czuję, wypalenie zawodowe, psychiczne, jak i również fizyczne.
Znaczny spadek nastroju, czy samopoczucia, to norma.
Jestem smutna i zarazem, przygnębiona.
Niechętnie, podejmuje jakąkolwiek, aktywność.
Aktywność fizyczna, to u mnie rzadkość.
Wycofuję się, z już nawiązanych relacji,
 jak i stronie, od nawiązywania, nowych kontaktów...
Ograniczyłam się, w obowiązkach,
 do niezbędnego minimum.
Dokucza, mi poczucie rezygnacji,
Nie mam, nastroju.
Robię wszystko, pięć razy wolniej,
mimo nerwicy, która napędza..
Nie odczuwam głodu, pragnienia,
czy nawet pociągu seksualnego.
Pamięć, jak i koncentracja, są u mnie słabe...
Przestałam, dbać o cokolwiek, łącznie z wyglądem.
Kłopoty, z zasypianiem,
jak i ze zmęczenie nadmierne w dzień, to norma.
Nic, mi się nie chce,
Nic mnie nie cieszy,
Nie mam, ochoty, na spotkania rodzinne, czy na wyjazdy.
Nic, mnie nie martwi, ale też nic mnie nie cieszy...

To, jest apatia. 
-Wronged.

czwartek, 18 października 2018

Moja nierozłączna... - anhedonia.

Nie odczuwam, żadnej przyjemności.
Czy to z robienia czegokolwiek,
co sprawiało mi radość,
czy z odwiedzin, bliskich mi osób.
Straciłam, ogólna radość życia,
taka typowa, znieczulica..., zobojętniona.
Nie odczuwam, ani pozytywnych, ani negatywnych emocji.
Tak, to anhedonia, czyli utrata zdolności do odczuwania przyjemności.
To stan, w którym, moje życie,
nie ma kolorów, smaku,
nie towarzyszą mi, chwile radości.
Oglądanie, ulubionego programu, w telewizji,
nie przynosi, żadnej przyjemności,
nawet już telewizora, nie załączam,
lub w obecnej sytuacji - nie oglądam.
Kiedyś słuchałam, w kółko muzykę,
nawet zaczęłam ją tworzyć,
lecz i to straciło jakikolwiek sens.
Przebywanie z rodziną, lub przyjaciółmi...
hmm przyjaciół, raczej już nie mam.
Mało kto, napisze,
z zapytaniem, jak się czuje.
A z rodziną, też ciężko mi wysiedzieć.
Hobby i rozrywki?
Od lat, nie mam, żadnego hobby.
Ciepła kąpiel, lub orzeźwiający prysznic...
ciężko się przyznać, ale z tą czynnością,też nie jest łatwo...
Widok uśmiechniętych ludzi,
bardzo, mnie przytłacza,
bo po prostu, też bym uśmiechać się chciała...
Za czytanie książki,
po prostu nie umiem się zabrać.
A z czasopismem, jest różnie,
raz przeczytam od deski do deski,
a raz, nie umiem, się zabrać,
za choćby, jeden temat.
Drobiazgi, jak słoneczny dzień,
są dla mnie, przytłaczające.
Bo mam potem wyrzuty sumienia,
że nie wyszłam, skorzystać z takiej ładnej pogody...
Telefon od przyjaciela?
Nie ma takiego, a nawet jak jest, jakikolwiek telefon,
to albo nie odbieram, albo staram się zbyć, dzwoniącego.
Pomaganie innym, obecnie wyszło mi z nawyku...
Kiedyś to kochałam,
bo czułam się potrzebna.
Teraz, nawet nie chce, się taka czuć.
Problemy innych,
obecnie, bardzo mnie, przytłaczają.
Otrzymywanie pochwał,
a kto ich nie lubi, choć działają na chwilę,
bo znajdę, zawsze jakieś ale...
'-jestem dumny, że ćwiczyłaś...
-dzięki, ale to było tylko 20 minut...'

„Urojenia,
Spychają w przepaść nas,
pełzam po dnie odbijam się od ścian.
Brnij kochanie, niełatwy nadszedł czas.
… Wnikauj aż w krwioobieg,
W ciała katatonię
Wnikaj aż stracisz oddech
W jutra anhedonię”.
-Kasia Kowalska, "Anhedonia".

-Wronged.

czwartek, 27 września 2018

Ludzie są różni. Jeden Cię zaskoczy, inny się wyróżni.

Z Z., Uczymy się asertywności, czyli jak wypraszać,  z pokoju gości.
Jak jest ciężko, nie uwierzycie ale jak postanowiłyśmy, tak wprowadziliśmy plan w życie.
Zamknęłyśmy drzwi, do pokoju.
Ani, pięć minut, nie miałyśmy spokoju.
Słychać pukanie do drzwi i od razu ktoś wchodzi.
Więc, zaczynam mówić, a co mi tam szkodzi...
Jeżeli mamy zamknięte drzwi, to znaczy, że nie chcemy gości. 
Widać od razu zmieszanie na twarzy, pukających gości. 
Jeden, zrozumiał i do momentu otwarcia drzwi, nie wrócił,
 drugi, wielka obraza i fochem zarzucił.
Mogłyśmy, spokojnie, zająć swoimi sprawami.
Choć i tak, ktoś ciągle stał za drzwiami, bo bardzo chciał spędzić czas właśnie, z nami.

Jeden się ślini i szcza w gacie,
Jedna bogobojna, a od dziwek wyzwie Cię,
jak ją upomnisz, to pomodli się.
Jedna bardzo chuda, ciągle słabnie,
bo jeść nie potrafi,
każdy o jej stan, bardzo się martwi.
Drugi lata nago i butelka może Cię trafić.
Inna zaś, rzuca kurwami
i obraża prawie każdego,
pierwszy raz wyjebałam ją z pokoju
 i już boi się wejść do niego.
Jest schizofrenik, co fajnie opowiada, 
jest też jedna taka, która z diabłem gada.
Jest taka jedna, cicha,
 co nam po drzwiach, pisać chciała,
dopiero odeszła,
jak jej brzydko powiedziałam.
Jest jeden taki, co się szybko obraża,
gdy jego wypowiedź, komuś przerwać się zdarza.
Jest jedna z manią, która gada,
a raczej ciągle napierdala,
 ale już jej nie ma, bo wpisała się wczoraj, ze szpitala.
Jest też wiedźma, co w nocy w kiblu, pije kawe, pali i przesiaduje,
a potem w dzień mówi że źle się czuje.
Jest jeden, opalony, chłop przystojny,
fajnie mi się z nim gada,
a żona pod jego nieobecność, do sąsiada lata.
Jest jeden, co pije i pali
dziwne, że przez te picie,
jeszcze go nie wyjebali.
Jest, jedna co ma pieska,
a raczej alzheimera,
ciągle myli pokoje
i przez każde drzwi na zewnątrz się wybiera.
Jest tu jeszcze kilka osób, co coś wyprawia.
A ja już opisy kończę i Was pozdrawiam.
-Wronged.

środa, 26 września 2018

Psychiatryk - oddział depresyjny

Cześć,
Jestem tu kolejny tydzien, a dokładniej zleciało 1,5 miesiąca...
Gdy się przyjęłam, twierdziłam że tu nie pasuje, ale znalazły się osoby w przybliżonym wieku i jakoś nam to lecialo.
Z racji mojej psychologicznej głowy, każdego historię chciałam znać, każdemu chciałam pomóc.
Pomagałam tak przez tydzień, może dwa...
I padła, padła mi psychika do końca.
Wznosilam ich do góry i udało im się stąd wyjść, z nowym spojrzeniem na świat.
Niestety nie myślałam, wtedy o sobie, a o nich, jak mam im pomóc...
Gdy, moja głowa była przepełniona historiami innych, wzięłam się za swoje życie.
Zalęgłam w pokoju i z niego nie wychodziłam wcale.
Chciałam spać w dzień, bo w nocy, dręczyły mnie koszmary, z życia dotychczasowego.
Nie umialam sobie, z nimi poradzić w dzień. Po czasie, zaczęłam z., grać w 5 sekund, albo kolorowaliśmy, kolorowanki dla dorosłych. Próbował mnie tym razem on, wyciągnąć z doła, ale było ze mną ciężko.
Po jakimś czasie, nawet i on stanął na nogi i wyjechał do pracy.
Jak paliłam paczkę dziennie, tak już nawet na fajkę nie chciałam wychodzić.
Załamałam się również z powodu zabrania mi Z., z pokoju.
Bardzo się wspierałyśmy.
Przychodziła do nas z rana i siedziała z nami, ale to już nie było to samo.
Gdy ja przestałam, ona zaczęła opiekować się nowymi.
Obecni wtedy, z dnia na dzień znikali i za nich weszli nowi, każdy nowy coraz gorszy.
Tamci, jeszcze byli 'normalni', a z dnia na dzień, przychodzili ludzie specjalnej troski... jacy?
 Np. jeden snujący się za każdym, jak smród po gaciach, jedna nie jedząca, która trzeba głaskać po dupie, jeden maminy, jeden szczający w gacie...
No czysty psychiatryk...
Zamknęłam się w pokoju i nie miałam i nie mam nigdzie zamiaru wychodzić do nich.
Gdy przestałam wychodzić, pokój zamienił się w pokój odwiedzin..., żadna z nas, nie miała odwagi nigdy ich wygonić.
I to był błąd.
Tym bardziej, ja zamykałam drzwi, żeby nie wchodzili a AL., ciągle je otwierała, bo było jej ciepło...
To se włazili, wylazili jak chcieli.
W końcu nadszedł dzień, kiedy AL., wyszła do domu.
Wyprosiłyśmy, z Z., żeby przyszła na jej miejsce.
Ja w tym momencie, byłam na przepustce w domu...
Z racji, że musiałam jechać sama komunikacją miejską, to byłam cała roztrzęsiona.
Tak, boje się podróżować, wszystkim innym, niż własnym autem...
Byłam strasznie zdenerwowana.
I w nerwach, spędziłam pół przepustki.
Potem, wychodziłam te nerwy, po całym swoim mieście, razem z A..
I po czasie, się uspokoiłam, znaczy byłam już zmęczona, po tym całym dniu, latania.
Ale, kupiłam sobie rzeczy, do szpitala i znalazłam grę, którą bardzo chciałam, w ten dzień kupić.
Gdy, wróciłam do domu, wypieściłam kotki, za którymi bardzo tęskniłam, zjedliśmy pizzę i pokazałam A., jak się gra w nową grę, którą kupiliśmy w ten dzień.
Potem odprowadził mnie A., na przystanek i pojechałam spowrotem do szpitala.
Trochę się spóźniłam, ale poprosiłam, by przekazała Z., że się spóźnię.
Gdy przyszłam, pod drzwi oddziału, zobaczyłam Mm., po machałam jej i poszła powiadomić pielęgniarki, z racji że miałam poczekać, to usiadłam na miejscu ochroniarza i czekałam.
Nagle, na korytarzu, zrobił się tłum i wszyscy na mnie czekali.
Bardzo mnie to przeraziło, bo nie widziałam co się stało, jak mnie nie było.
Przyszła po jakiś 5 minutach pielęgniarka i otworzyła mi drzwi.
Wtedy wszyscy do mnie podeszli i Z. zaczęła mówić :
Mam trzy, złe wiadomości...
Po pierwsze, przenieśli Cię na inną salę,
Po drugie, MS., zabrali do szpitala,
Po trzecie P., zaś szaleje.
Zapytałam tylko, czy wzięli, moje rzeczy z parapetu, odparli, że nie.
Wchodze do pokoju zobaczyć i mówię - no kurwa nie zabrali
(kilka dni wcześniej jednego przenosili i nie zabrali mu rzeczy, które miał na parapecie.).
Nagle zaczęli się śmiać.
Dopiero wtedy, popatrzyłam na łóżko, że są dalej moje rzeczy i że na miejsce AL., dali mi Z., Tak jak prosiłyśmy, na rannej wizycie.
Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy i ciężko bylo ich wygonić z pokoju.
Dwóch, przyszło zalać sobie kawę i wiecie co? Mimo że my byłyśmy już w łóżkach i prawie spałyśmy, to oni wiedzieli sobie, gadali i wyszli dopiero, jak skończyli pić kawe.....
Stwierdziłyśmy, że jesteśmy, nie asertywne... i musimy z tym coś zrobić...

-Wronged.

niedziela, 16 września 2018

Ile tego trzeba zeżreć, żeby nie chcieć umrzeć.






'Na krawędzi życia, tańczę, jak na linie dziś.
Wczoraj kładłam się spać, zasnęłam koło siedemnastej. Czuje w sobie pustkę otchłań bez dna.'
Wilki'

Obudziłam się o drugiej w nocy.
Oczywiście, zaczęłam znów podjadać, jest to spowodowane przez zmianę tabletek. Kolejna w tym tygodniu...
Jeszcze o piątej rano mi włącza jedną światło , a obraz zaczyna skakać jak na końcu VHS ... Jest to nie do wytrzymania, tak to ten objaw padaczkowy.
Szweda się po pokoju, robi se kawę w czajniku, nie dość że światło mi powoduje wstręt, to jeszcze ten pierdolony głos czajnika elektrycznego...
Czyli jak już wiadomo, wstaje ze szczękościskiem i wkurwienie na dzień dobry.
Jest to bardzo męczące, humoru nie mam za grosz.
Uśmiechać się nie mam sił.
Bolą mnie chyba dolne części policzków, albo ścisk, albo zatoki...
Śpię, od tygodnia śpię, po tej pierdolonej zmianie leków.
Miałam jeden, super dzień, gdzie byłam uśmiechnięta, rozgadana.
Nie wiem, co się stało ze mną, coś zamieniło światło, w ciemność.
Tak, wiem, zmienili mi leki, bo stwierdzili, że to nie wpływ leku, a przepustki do domu...
Nie chce mi się zamieniać z kimkolwiek choćby dwóch słów.
Mam dół.
Nie chcę odwiedzin, chyba, że masz dla mnie, lek na receptę.
Biorę te, które mam, ale zdają się leczyć w próżnię. Hipotermia.
Chce coś robić, a stoję w miejscu.
Jestem w tym samym miejscu co kilka lat wstecz.
Czuje się odrzucona, niechciana i jak obiekt kpin...
Czuję, że nikt mnie nie lubi, nikt nie chce, ze mną gadać, grają sobie sami, bezemnie. Kpią ze mnie, obgadują, jaka jestem głupia i dziwna.
Utożsamiam się, z tym moim smutnym, niezdarnym ja.
Ja nic przecież nie potrafię, nie potrafię grać w nic, nie mam tematów do rozmów, nie mam hobby, nie mam żadnego talentu, bo jestem nudna, brzydka, głupia...
Tak, to moja paranoja... schiza paranoidalna.
Ale w momencie paranoi, jest ciężko, bo wtedy wmawiam, sobie to wszystko, co napisane wyżej.
Izoluje, kpię, obrażam się ja, ja sama sobie to robię.
To ja, dziękuję za zaproszenie do gry i mówię że źle się czuje.
Chce spać, tylko spać.
Przespać życie.
Jeżeli, nie jestem w stanie, zrobić sobie krzywdy, to przynajmniej, chce to przespać.
Autodestrukcja, wróg numer jeden, bardzo często się zjawia, kiedy zostaje sama.

'Znikam chcę wolności od dzisiaj mam już dość
i nie wnikaj w samotności oddycham
znikam tak jest prościej nie pytaj bezlitośnie
odpływam ręką słońca dotykam
Znikam nie chce więcej borykać się
więc pędzę, potykam się by lepsze nastały dni
Odchodzę jeśli to mi się tylko śni
na drodze proszę nie stawaj mi.
Problemami, obawami żyć tu musi tłum ludzi stają się zjawami
to zjada ich nie jeden znikł co się starał i starał starał ale w kit
odpalam bit i zapomnieć umiem
sumarum sume tego czego nie rozumiem
Co głowę psuje wkurwia, irytuje pół dnia
nie komplikuje chujnia, że kontempluje kurwa!
To tylko bujda że nadzieja jest złudna
Czas lepszego jutra mógł być nawet wczoraj ! (umaaaaa!)
Że przyjdzie za kilka dni szansa jest spora
Może teraz jest pora? Zobacz to w dnia kolorach
Lepsza Fauna i Flora niż Sodoma i Gomora miasta
w które pomimo stresu człowiek wrasta
Przede mną asfalt droga prosta i jasna
niewiasta i klika i Basta ZNIKAM !!!!
Ja oddalam się, nie ma mnie po prostu znikam
Świat nie ma wad to tylko moja psychika.
.' Musiałbyś się dać im rozszarpać, żeby mieć święty spokój
Wkurwia ich że masz błysk nawet w mętnym oku
Chcą żebyś padał na pysk na każdym następnym kroku
Pod lupę ludzi biorą, cudze brudy piorą
Nie wie, nie zna Cię, a jednak mówi jeden z drugim sporo
I to że masz dobre serce dla nich nie liczy się
Każdy w twarz się uśmiecha, w duchu Ci życzy źle
Nie czujesz żalu, a jest Ci po prostu przykro
Chciałbyś się oddalić stąd, uciec, po prostu zniknąć.'
- Posłuchaj słów w muzyce, wsłuchaj się w serca bicie
Podążaj jego głosem widzimy się na szczycie.

-Wronged.

wtorek, 11 września 2018

Deszcz to obietnica rozpogodzenia.



Zaczynamy najgorszy post...
Czyli najgorsze momenty mojego życia...
W podstawówce miałam się dobrze, choć po czasie zaczęłam rozrabiać.
Niestety tak jest, że jak rozrabiasz to jesteś lubiany wśród rówieśników.
To były rzeczy jak, pyskowanie, rozwalanie, uciekanie z lekcji.
Stało się tak, dlatego, że gdy miałam 9 lat, mój ojciec się powiesił w domu.
Bardzo go kochałam...
Bardzo go potrzebowałam.
Wtedy, moje życie zamieniło się, w koszmar.
Mama się załamała, ciągle płakała i mówiła że lepiej jakby jej nie było i że w domu dziecka będzie nam lepiej.
Gdy, dotarłam do końca podstawówki, pojawił się kolejny koszmar.
Moja ówczesna przyjaciółka, trochę porozrabiała i naraziła się dwóm starszym dziewczynom.
Ja znalazłam się w złym miejscu o złej porze. Na osiedlu kilka płacy dalej.
Szłam tam z przyjaciółką K.,
Była tam duża grupa ludzi, z 30 ich było na pewno.
Czyli prawie całe osiedle.
Z racji że przyjaciółką się nie zjawiła na 'ustawkę', trafiło na mnie.
Zaczęli mnie wyzywać od zezowatych, dziewczyna z którą tamtą miała na pieńku, podeszła do mnie z koleżanką..
Zaczęły mnie wyzywać, popychać, szarpałam się z jedną, pociągła mnie za włosy, więc też to zrobiłam i trochę jej ich wyrwałam.
Wkurwiła się bardzo.
Wtedy stanęły tak, żebym nie mogła odejść, jedna mnie kopnęła, a druga zaczęła mi kazać jeść glizdę która była na ziemi.
To było tak upokarzające...
Rozdeptałam ją, ale znalazły inną.
Wśród trzydziestu osób, śmiejących się, znalazł się jeden mój wybawca, który podszedł i kazał się odwalić.
Potem ktoś krzyknął że policja jedzie i wszyscy oprócz mnie zaczęli uciekać...
Ja stałam w tym samym miejscu, jak sparaliżowana....
Był to moment, gdzie wybrałam gimnazjum te, do którego wszyscy tamci chodzili.
W trakcie gnojenia mnie, usłyszałam że moja głowa wyląduje w kiblu.
Wróciłam do domu z płaczem i krzyczałam mamie że do żadnego gimnazjum nie idę.
Po kilku godzinach, moich krzyków, mama mnie zrozumiała i zabrała do gimnazjum, które znajdowało się też niedaleko.
Poszłyśmy z petycja do dyrektora i mimo że czas składania podań minął, widząc moje roztrzęsienie powiedział, że jestem przyjęta.
Z racji przyjęcia mój płacz strachu, zamienił się w płacz szczęścia.
W gimnazjum miałam paczkę dziewczyn i trzymałyśmy się zawsze razem.
Ale znalazły się też takie, które nie umiały znieść mojej wady wzroku i mnie wyzywały.
Bardzo to bolało.
Ale miło wspominam gimnazjum.
Po pożegnaniu T., poznaliśmy mamę M.- wcześniej nie znałam jej wcale.
BW. , czyli jej mama, zabrala nas do cyrku, na odpust, u niej na osiedlu i w sumie tyle dobrego, co z nią kojarzę.
Potem oskarżyła mnie o kradzież lakieru do paznokci i zostałam złodziejka na całą rodzinę...
Nie, nie ukradłam go.
Znalazł się potem za pralką, ale tego już nie powiedziała całej rodzinie, tylko mamie.
Wracając do podstawówki. Pamiętam, jak BA. kiedyś wbiła do podstawówki, odjebana jak paw.
Getry, spódniczka i ....pierdolnie wielkie futro, za kolana....
Czuła się jak milionerka, opłacając nam, obiady w szkole.
BA., Zabrała nas, na wakacje, nad morze.
Zazwyczaj rano, o szóstej, załączała się jej pobudka, zwana 'czas na plażę'.
'Gdybym wiedziała wcześniej, że macie nowego tatusia, to bym Was nigdzie nie zabrała.
(Gdyby wiedziała, jaki z niego chuj...może i by się zainteresowała).
Pamiętam jak D., z racji, że mieli, go za cipę w szkole, znęcał się nade mną, ubliżając mi i dusząc.
Od tamtego momentu, nie potrafię mieć nic blisko szyi, i oddycham tylko płucami.
Poznawałam, jego wrogów, by miał ich mniej.
Gdy, koledzy z placu, w sumie nigdy nie byli jego szczerymi kolegami, z czasem, zauważyli, że jest podatny, więc i przydatny.
Pamiętam jak M., nigdy nie miała złotówki, na watę cukrową, ale raz w upalne lato, przyniosłam Panu, zimną kranówę i dostałam, za to watę.
Pamiętam, gdy 'koledzy' z drugiego placu, nadali mi i K., miano lesbijek, na zmianę z pączkiem i patyczakiem.
Jeden z kolegów P., nie wybaczył mi tego, że spędziłam całego sylwestra z innym a nie nim, i gdy była grupka facetów na placu, staliśmy w kółku, złapał moje ręce do tyłu, wypychał kolanem i mówił coś w stylu, no bierzcie, kto chce.
Z dwa lata temu, miałam sen, mama na ruchomych schodach, jedzie w górę i jedna znienawidzona przeze mnie osoba, tak samo mnie trzymała w centrum handlowym, mówiąc 'widzisz i tak cię, nie zauważy, krzycz i tak cię nie usłyszy', płakałam z bezsilności, próbując krzyczeć i się wyrwać, płacz mnie obudził.
Ciągle śni mi się ten człowiek, zawsze jestem bezsilna, a M., nieobecna.
On krzywdzi mnie zawsze psychicznie, ograniczając mi swobodę i ukazuje, ze M., nie ma mnie w swoim życiu, że jestem jej obojętna.
Początkowo, śniło mi się, że błagam ją by wyjebała, owego osobnika, a ona zawsze jest bezradna.
Grożę, że się wyprowadzę, bo dłużej tak nie wytrzymam, krzyczę, że wyprowadzę się do teściowej.
Jakbym przeżywała to ciągle od nowa.
On zawsze, się do mnie uśmiecha, lub mówi w stylu 'i tak mi chuja zrobisz', a mnie potem cały dzień, wszystko drażni, myśli starają się ciągle, analizować sen i wkurwia mnie fakt, że niestety faktycznie realnie jestem bezsilna i nie mogę mu nic zrobić.
Już kilka lat, nie mieszkam z mamą, to coś w sumie też.
A sny są zatrzymane, w tamtym czasie, mimo, że o tym nie myślę.
Łapacze snów, chuja dają.
-Wronged.

Jaki jest sens mojego życia.


...Od kilku dni, mam zmianę leków. 
Sama o to prosilam, bo nie czułam żadnej zmiany. 
Teraz ją czuję, czuję się zdołowana, jest mi strasznie smutno, jestem bardzo słaba, jestem wręcz przygnębiona.
Moje usta, ułożone są w podkówkę, oczy mam zaspane, moje myśli krążą wszędzie.
Nie chcę mi się nic, bardzo tęsknię za domem, za moimi zwierzakami, które są zawsze przy mnie i dają mi dużo ciepła.
Tęsknię bardzo za A., za tym jak znosił moje humory, jak latał do sklepu po zachcianki. Nie mam ochoty na odwiedziny, jestem bardzo zmęczona, wyczekuje tylko godziny ich końca.
Potrzebuje ciszy i spokoju.
Nawet znajomi siedzący w moim pokoju zaczynają być dla mnie przytłaczający, a nawet załącza mi się fobia i się trzęsę... 
Rzadziej chodzę na palarnie, bo tam zawsze ktoś jest, na szczęście mam e-fajke i dziewczynom z pokoju to nie przeszkadza. 
Jedyne co mi czasami pomaga, to kolorowanie, co mi pomaga by choćby to robić, jest to, że AŻ. dał się namówić, by kolorować, razem ze mną.
Jemu też to pomaga, by rozwiać złość na żonę, która zabrała dzieci i nie pozwala mu się nawet z nimi zobaczyći wmawia mu że jest psychiczny.
Kolorowanki dla dorosłych, są bardziej skomplikowane i zabierają dużo czasu, ale sam efekt końcowy zachęca do dalszej części kolorowania.



   Dziś obudziłam się z płaczem. 
Miałam kolejny koszmar.
Koszmar życia. 

Ten najgorszy, który chyba będzie w następnym poście.
-Wronged.

niedziela, 2 września 2018

Trudnosci, życia codziennego : Fobie/lęki

Czy też masz problem z którąś z rzeczy?
Mnie dręczą fobie/lęki:
#ciemności 🌃,
#igieł 👩‍⚕️,
#wysokości 🏔️,
#klaustrofobia 🛐
 #koszmary 🛌 😫😴
#fobia społeczna 👁️ 👀 👄 ,
*budzę się :
#zmęczona i obolała 😫👎,
*ciężko u mnie z równowagą〰️,
*zawsze się trzęsę 😖,
*szybko się męczę 🙇‍♀️,
*ogarnia mnie #anhedonia 😶,
*myślę, że nie mam tematów do rozmów 🤐,
*ta #pustka w głowie, albo ten #natłok myśli 😐 😵,
*nie mam bliskich znajomych i zainteresowań 🍻🎊,
* słabo sypiam, urzęduję w nocy, lub jak zasnę, to budzę się w nocy, a jak się budzę to cała spocona, z zimnymi potami 🤒😓
*jestem rozdrażniona, bo nie umiem tych nastrojów ogarnąć😤🤬😭🤪,
*nie umiem jednej prostej czynności : 'Miej to w dupie.' 😕😓,
*tracę koncentrację, tracę wątki w rozmowach i schodzę na inne tematy 💭😒,
*myślę, że wszyscy są przeciwko mnie... 🙍‍♀️🙍‍♂️🗣️👊,
*ciężko mi się oddycha 😧,
*boję się wyrazić swoje zdanie, bo podczas tego, strasznie podnosi mi się adrenalina 🗣️👨‍👧‍👦💪,
*widzę, wszędzie, bezsens (ale jak zacznę, to jest to fajne, tylko w momencie wykonywania) 🤨😐,
*powoli zatracam się, w podstawowych czynnościach życiowych 🛀🥘🥣🚿,
*zapominam nawet o tabletkach, (kupiłam pudełeczko tygodniowe-pomaga) 💪🤒💊,
*lekarze specjaliści,(potrzebni-psychiatra, psychoterapeutka ; odhaczyć-neurologa, endokrynologa, kardiologa, pulmonologa) czuję, że mi, nie wierzą, że coś mi dolega, (wykluczyć z krwi: *anemię, *cukrzycę, *tarczycę, *boreliozę, *RF, *Ob,) jakbym specjalnie unikała pracy(a byłam w niej jeną z najlepszych)...

Zastanawiam się nad poleconą mi hipnozą, a dokładnie hipnoterapią, ktoś próbował? 🤔😵

Ma ktoś podobnie? 😧😵
-Wronged.

Dzień ze szpitala.


Dzień szpitala wygląda tak :

Godzina 8:15 - Gimnastyka,
Godzina 8:30 - Śniadanie,
Godzina 9:00 - Leki,
Godzina 10:00 - Wizyta,
Godzina 13:00 - Obiad,
Godzina 15:00 - Leki,
Godzina 19:00 - Wizyta,
Godzina 21:00 - Leki,
Godzina 22:00 - Cisza nocna.

Wychodzić z oddziału, możemy tylko, po wizycie,
czyli po godzinie 10:15, do godziny 18:30, co godzinę, się meldując.
Odwiedziny, są od 11:00 do 18:00.
Wracając do historii szpitala.
Pierwszy dzień, przesłałam.
Byłam, w pokoju 6 osobowym, z samymi starszymi babkami. Dobrze się z nimi dogadywałam, ale właśnie przez dogadywanie po 4 dniach, zmienili mi pokój, na 3 osobowy.
Gdy weszłam, do nowego pokoju, pierwsze co poczułam, to mega chłód, od jednej.
Ścięła mnie wzrokiem, z oburzoną miną, było widać, że bardzo jej nie pasuje, moja osoba.
Tej nocy, bardzo płakałam.
Dostałam napadu paniki, cała się trzęsłam, wszystkie mięśnie, mi się spięły, w jeden kamień.
Nerwobóle, są najgorsze.
Potem, jak to wszystko, się uspokoiło, zaczął się płacz.
Słuchawki, na uszy, muzyka Gregorian, wtedy była moja utopią.
Bardzo płakałam, aż wyłam.
Chciałam, wrócić do domu, mówiłam w myślach, że tak nie chce, że chce do 🏠, że tam mam spokój i mniej sytuacji stresowych, że nie chce tak żyć.
Po płaczu, nadeszło zmęczenie i poszłam spać.
Dwa dni później, zmienili mi, jedną z lokatorek.
Pojawiła się Z.,
Bardzo fajna dziewczyna, zanim mi ją dali, już się z nią dogadywałam, na palarni.
Byłam szczęśliwa, jak ją zobaczyłam. Zaprzyjaźniliśmy się.
Z., Ma bardzo smutna historię.
To że rodzina, nie akceptuje, jej podejścia do życia, to jeszcze, wbijają jej, że to się leczy, nie wiedząc, dlaczego się tak przestawiła.
Brak wsparcia najbliższych, to najgorsze, co nam siada, na psychikę.
Najbardziej, zbliżyłam się do niej, jak powiedziała mi, o swoim horrorze.
Jej własny chłopak, robił jej krzywdę ..., będąc z rodzicami, w domu....
Nie zrozumiałe i bardzo bolesne...
Koleżanka pierwsza, nazwijmy ją walcem.
Jest bardzo, toksyczna osoba.
Często, odbierała telefony, tylko po to, by krzyczeć, że nie ma ochoty, gadać i osoba ma się rozłączyć.
Zawsze, ale to zawsze, kłóciła się przez ten... telefon, albo stawiała nas pod ścianą, rozmawiając z kimś i mieliśmy powiedzieć, że nie bawimy się, nie plotkujemy i nie gadamy. W sumie tak było.
Albo, krzycząc, że nie ma ochoty, z tą osobą gadać, więc daje ją na głośnomówiący. Słyszałam całą rozmowę, mimo że, nie pasowało mi to, chciałam spokojnie pospać, ale w trakcie przyszła Z., i poszłyśmy zapalić.
Gdy z Z., chciałyśmy, zrobić drzemkę, to walec, trzaskał wszystkim, drzwiami, szufladą, no wszystkim, co się dało.
Na łóżku, też nie potrafiła normalnie leżeć, czy na nie wchodzić, bo całe obijało się o moje, co powodowało uderzanie i ruszanie moim łóżkiem.
Całe szczęście, po tygodniu nam zmienili ja, na An., było słychać mega radość, w naszych głosach, jak zobaczyliśmy, że ją dostaliśmy w zamian.
Po czasie zabrali mi Z..
Gdy masz myśli 'S', zabierają Cię, na obserwacyjną...
Byłam wtedy na spacerze z moim A..
Gdy wróciłam, się zameldować, zobaczyłam, że ją przenoszą. Stwierdziłam, że to będzie, dobre dla niej, do czasu...
Do czasu, gdy AŻ., powiedział mi, że Z., zemdlała...
Stałam wychylona z pokoju, przytulając się, do futryny i patrząc, jak ją dobudzają, mówiłam tylko, w kółko, z łzami w oczach, że to przez leki, że jestem pewna, że to przez leki.
Przyszłam do pokoju i płakałam, po cichu, wtulając się w Leo, na którym siedział AŻ., Tak, płakałam, bo bardzo ją polubiłam, może aż za bardzo, ale to jedyna dziewczyna, której mogę ufać i o wszystkim pogadać, nie czuje się przy niej obco.
Choć teraz, jak mi ją zabrali, trochę czuje dystans, zawsze tak mam, choć pewnie, to tylko moja paranoja, się załącza.
Tak, mam depresję i delikatna schize paranoidalną, choć można, to złączyć i nazwać depresja paranoidalną.
AŻ., uspokajał mnie, że wszystko będzie dobrze, siedział ze mną, do momentu, aż zasnęłam. AŻ., to taka moja moja soul mate, o której, też za niedługo przeczytasz.



LEO


-Wronged.

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Historia z życia wzięta - psychiatryk.

Dotarliśmy z A. do szpitala...
Zostałam przyjęta, przez panią terapeutkę, ponieważ, nie było, już wtedy ordynatora.
Zrobiła, ze mną wywiad, dała kilka mocnych leków, po dzwoniła, po oddziałach, niestety, miejsc nie bylo.
Dostałam 3 numery, na 3 oddziały.
Z racji, mojej fobii telefonicznej, sama myśl, że mam dzwonić, bardzo mnie sparaliżowała.
W dodatku, myśl, że sama mam prosić, o przyjęcie, bardzo mnie zdenerwowała i stwierdziłam, że jednak, nie potrzebuje pomocy szpitalnej, bo inaczej, od razu by znaleźli, dla mnie miejsce.
Po namowach A., na drugi dzień, zaczęłam dzwonić.
Pierwszy oddział, był pełny, więc zadzwoniłam, na drugi numer.
Tam pani, poprosiła, żebym zadzwoniła, o określonej godzinie, bo ordynator, miał obchód.
Około godziny trzynastej, dodzwoniłam się, do ordynatora.
Powiedziałam to, co mam napisane, na skierowaniu, po czym doktor, stwierdził, że już dziś, nic nie załatwimy i mam przyjechać na drugi dzień, między ósma, a dziewiątą i tak właśnie zrobilam.
Gdy, na drugi dzień, przyjechaliśmy z A., czekaliśmy trochę, przed izba przyjęć.
Byłam wtedy, bardzo przerażona...
Ludzie, chodzili jak zombie....
Czekała też, z nami, jedna pani...
Wyglądała, jakby pięć dni piła i nie trzeźwiała, ledwo się wysławiała.
W końcu, otworzyły sie drzwi, do izby przyjęć i zostaliśmy zaproszeni.
W pokoju, siedziała bardzo miła pani, dałam jej wywiad, który dzień wcześniej, zrobiła mi inna pani.
Pani psychoterapeutka, ponownie zrobiła mi wywiad, trochę z nią porozmawiałam.
Pani pielęgniarka, która była tam z nami, zbadała mnie, przeszukała plecak i torebkę którą, ze sobą miałam.
Zaprowadzili mnie na salę.
Mogłam wybrać sobie łóżko, bo 3 były wolne.
Dostałam leki i spałam cały dzień.
Pierwszy mój sen, był o słodyczach, tak bardzo je pragnęłam, a zapomniałam sobie wziąć 😣
Nie można mieć ze sobą :
*Nic ostrego - noży, sztućce początkowo plastikowe, żyletki jednorazowe, pensety, *Nic z kablami, czyli ładowarki, słuchawek, prostownicy, wiatraka.
* Żadnych tabletek.
Gdy jesteś na obserwacyjnym, nie masz nic z tych rzeczy.
Ale, jak już się przejdzie, na zwykłą sale, zazwyczaj początkowo, są te rzeczy w depozcie, u pielęgniarek, potem na spokojnie, można je mieć w pokoju.
Z racji, że nie ma krat, w oknach pokoju, mamy ciągle zamknięte onka, bez klamek.
Teraz, jest lato, więc jest naprawdę, bardzo duszno.
Ja mam tu, przy sobie, telefon, słuchawki, wiatrak, e-fajke.
Papierosy, są tu deficytem.
Mamy też sklepik, w którym prawie wszystko jest.
Jest też coś takiego jak rewers.
Jest pełny, połowiczny i jego brak.
Pełny rewers, znaczy, że można wychodzić, tylko z terapeutką.
Połowiczny rewers, znaczy, że można wychodzić z osobami odwiedzającymi, a brak, to można wychodzić na ogródek samemu, ale trzeba się meldować co godzinę.
Co jest potrzebne?
*Potrzebujemy ciuchy, *rzeczy do higieny osobistej + papier toaletowy, *mydlo, *coś do prania (chyba że ktoś będzie co 2 dzień zabierał wam rzeczy)
*Kocyk można zabrać, żeby poleżeć na ogródku.
*Kawę, herbatę, cukier.
*Coś do podgryzania - dla mnie to są 7 dejsy 😏
*Picie najlepiej wodę, bo przy połowie leków, nie zalecane są rzeczy słodkie.
*Coś do zajęcia sobie czasu, jakieś gazetki, ksiazki, ja mam kolorowankę o której pisałam w innym poście 😍
*Jak ktoś pali to fajki i zapalniczkę - najlepiej razy 2. Dobra alternatywą jest e-papieros, bo z tego, nie obsępią.
 *Jak ktoś posiada, to powerbanka, bo nie mają kabla i ich nie zabieraja.
To chyba tyle na temat wstepu, zaczynamy opowieść o ludziach i historiach jakie tu wyprawiaja.
-Wronged.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Co spowodowało, że zamknęłam się w psychiatryku.

Siedziałam, w piątek w pracy na fajce...
Byłam, wymęczona psychicznie, do wytrzymałości granic.
Lecz, nie czułam już, wtedy nic, myślałam tylko, jak się zabić...
Czułam, jakby odeszło, ze mnie życie, czułam, tą cholerną pustkę i rozjebaną na kawałki psychikę...
W głowie, brzmiał głos, który powtarzał, w kółko słowo koniec. 
Nie wiedziałam, jak temu, mogę zapobiec.
Wiedziałam, że nic dobrego, to nie znaczy. Ale, na szczęście, miałam wtedy wizytę, w centrum psychoterapii.
Wypuścić, mnie nie chciała, lecz o ostatni wolny weekend, bardzo błagałam. 
Chciałam, z rodziną, pojechać nad wodę, dać psychice, choć małą swobodę.
Wychodząc, wiedziałam, że za dwa dni, trafię do szpitala.
Myśl o samobójstwie, bardzo się, mych myśli trzymała.
Gdy, po mnie, przyjechali, w aucie linka się urwała.
Przyjechał kuzyn, z dziewczyna, rodziną się wkurwiła, a ja się cieszyłam, że miejsca jest na 3 i że jechać, nie musiałam.
Bardzo, chciałam A powiedzieć, o przebiegu wizyty. 
Nie chciałam, zamartwiać teściów, że muszę jechać do szpitala, i tłumaczyć, że każda myśl, łeb mi rozpierdala. 
Kiedy pojechali, poszliśmy, z A do domu, tam mu wszystko wytłumaczyłam, że muszę i żeby, nie mówił nikomu.
Razem płakaliśmy, bo bardzo szpitala i rozłąki, się obawialiśmy. 
Choć temat szpitala, przewijał się, nie pierwszy raz, wiedzieliśmy oboje, że to już chyba, jest ten czas.
Gdy poszłam w poniedziałek, do psychoterapeutki, okazało się, że psychiatra musi, mi wypisać skierowanie. 
Pani psych., powiedziała, że przyjmie mnie, pod koniec pracy i życzy 120 za jego wypisanie.
Moja psychoterapeutka, zaoferowała, że za jej wizytę nie zapłacę, tylko zapłacę tamtej, za skierowanie.
W międzyczasie, zadzwoniła do przychodni, gdzie uczęszczam, na AN i tam pani, zgodziła przyjąć mnie na NFZ.
Pojechałam, na wizytę, zrobiła ze mną wywiad i potwierdziła, że szpital, potrzebny mi jest.
 Dostałam skierowanie, do szpitala, do Szopienic. Bałam się bardzo, ale pragnęłam się zmienić.
-Wronged.

poniedziałek, 30 lipca 2018

Lękowa dziewczyna.

 
Boję się, gdy zapada zmrok.
Boję się, gdy w nim, ktoś idzie, za mną, krok, w krok.
Boję się wkłuć, sam widok igieł, mnie mrozi,
Choć w tym roku, dużo razy musiałam, się na nie godzić.
Mam lęk wysokości, czy jak kto woli, spadania, nienawidzę ciasnych pomieszczeń i poniżania.
Nienawidzę urzędowych spraw, a raczej, ich załatwiania, dużo latania, wypisywania i słów nie ogarniania.

Potknięcia, każdy ciągle wypomina, plotkuje, bądź gorzej - kameruje.
Za powodzenie, co drugi, nazwie Cię złodziejem lub gorzej...
Chciałabym potrafić wszystko, lecz nic nie umiem.
Jestem osobą, która nikogo nie chce skrzywdzić.
Ale równocześnie, ślepo, wymagam tego samego, od innych.
'Świata, sam nie zmienię'Więc zawsze, w każdej sytuacji, której się znajduję, jestem oprawcą.
Nawet, jeżeli jakiś temat, mnie zupełnie, nie dotyczy, to i tak, ja jestem winna.
Nie umiem bronić, własnego zdania, często milczę, gdy mam coś do dodania.
To uczucie bycia bezwartościowym, przegranym, poczucie, że nie stanęło się na wysokości zadania, jako człowiek.
Moja głowa, jest zapełniona myślami, bardzo rzadko, jest to jedna myśl.
Kłębki myśli, burza mózgu, wyobrażenia, fantazje, życie snami.

Ten stres i stany lękowe, nawet gdy już nic, nie zagraża.
Często wspomnienia minionych wydarzeń,
powracają niczym retrospekcja.
Koszmary, samotność, uczucie opuszczenia, wybuchy złości, a także, częste poczucie winy.
Problemy z koncentracją, przemęczenie, drażliwość, zaburzenia snu, niepokój, a także bóle głowy i napięcie mięśniowe.
Gdy lekarze, nie pomagają, pomyśl czy to nie są, problemy psychiczno-nerwowe.

Martwię się jutrem, więc dziś nie przeżywam.
Dużo nie robię, a ciągłe odpoczywam.
Boję się dziś, a co dopiero jutro.Ciągle jest mi, kurwa obojętnie i smutno.
Zaczyna mnie ogarniać anhedonia,
taka
utrata zdolności, do odczuwania przyjemności.
Jestem uwięziona w depresji, okradziona z radości.

Osobowość unikająca, inaczej lękowa, występuje u osób,
których myśli, przekonania i emocje spełniają kryteria
związane z ogólnie rozumianymi zaburzeniami osobowości.
-Wronged.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Świat koncertów.

Drugi koncert, kolejne wrażenia.
Przyjechaliśmy, później, niż na występ Kali'ego, kolejka była dłuższa, ale sprawniej szła.
Pewnie dlatego, że bramkarzy, do skanowania biletów, było dwóch, tak jak i do sprawdzania torebek.
Z racji, że na wcześniejszym koncercie, nie działały czytniki do kart, zaopatrzyliśmy się w gotówkę.Zakupiliśmy napoje i poszliśmy, szukać miejsca pod sceną.
Już wtedy wydawało mi się, że picia nam nie starczy, na 3h koncert, po pół litra, na łeb...co to jest...
   Pod sceną, w miarę szybko, znaleźliśmy dobre miejsca, ze trzy osoby, przed nami, przy bramkach. Wręcz, bardzo dobre, biorąc pod uwagę, ilość ludzi.

   Pierwsze, co mi się, nie spodobało, to to, że wiatraki, pierwsze od sceny, nie działały!

Byłam tam, miesiąc wcześniej, prawie nawet w tym samym miejscu i czułam mega powiew.
A teraz nic. Pełna sala, gorąco jak chuj.
Jeszcze koncert, się nie zaczął, a już, przednia połowa widowni, kąpała się, we własnym pocie.
   Po napisaniu, do klubu, z prośbą o klimę, odpisali, że jest załączona.
Nikt kurwa, nie przeszedł się, by sprawdzić, czy faktycznie, jest wszystko ok.
Gdy wychodziliśmy, z koncertu, okazało się, że faktycznie, działały wiatraki, szkoda, że tylko te, z tyłu 'parkietu'.
   Przed koncertem, nie było napisane, o supporcie, a był NNZS, co również, wkurwiło publikę, bo start, miał być o 21.
Koncert, był średni, głosu jednego tam brakowało.
Mimo, że prawie pewnie, jedyna, ich tam znałam, nie wykazywałam, swojej aprobaty, po przez machanie ręką, czy jakąkolwiek interakcję. Do momentu, jednej piosenki.

Odpowiadając na pytanie, czemu tylko stałam i patrzyłam. Jeden, mieszkał na tym samym placu, drugi chodził, z moją exprzyjaciółką, do klasy.
Ten drugi, miał jakiś kompleks, na punkcie, mojej wady wzroku, nie widział, swojej pizzy, na twarzy, patrząc w lustro, ale to do moich oczu się przypierdalał, gdy tylko, miał okazję, mnie mijać, lub siedział z tym pierwszym na moim placu...
Więc i pięknie, mi się słuchało, takich średnich tekstów, pomyłek i nie dogadań, w sprawach, wejścia, w wers.
Oczywiście, to co sprawiło mi, największą przyjemność, to oczywiście, to, że 'łap w górze', byście na tamtą chwilę, nie ujrzeli.
Momentem, jednej piosenki, było to, że była dla brata, jednego z nich, który uległ wypadkowi, wiem, bo leżał, w tej samej sali, w tym samym czasie, z moim kolegą, o tym samym imieniu, co on. Wtedy, 'łapą w górze machałam', ba, nawet z nimi, tekst śpiewałam - jeden jedyny z przekazem kawałek.
Potem, po jakiejś chwili, 3 osoby, się chamako wpierdoliły. Byli wyżsi i to tak znacznie, mega się zdenerwowałam, ale nic nie powiedziałam, więc się w dalszą złość, nie zanurzałam. Znalazłam prześwit, nad ich barkami, narzekając, na brak klimy, wypatrywałam rapera.
Widziałam, o dziwo dobrze i miejsce na tańce i machanie ręką, miałam.

   Koncert Kękę, był dobry, świetnie się bawiłam, z 3 tysiące, kalorii zgubiłam. Gorset, wypełnił swoją rolę i pomógł mi, wytrzymać te 4 godziny zabawy.
   Szybka wędrówka, do auta po koncercie,
bo tam była woda, a my cierpieliśmy,
na gardła zaschnięcie.

Po drodze do Maka, na nugesty, z kurczaka i do dom.
-Wronged.

piątek, 15 czerwca 2018

Pierwszy koncert, po 7 latach..



Tak dokładnie, z roku na rok, zaczęłam oddalać się, od zewnętrznego świata.

Zaczynałam, się bać, coraz bardziej, wszystkich i wszystkiego.
W końcu, po tylu latach, zdecydowałam się, na koncert.
Koncert, hip-hop'owy, a dokładniej Kali'ego.
Dwa tygodnie, prze koncertem, wyszła jego płyta, kupiliśmy pre-order, ponieważ, piosenki wypuszczone, przed premierą, bardzo mi się spodobały.
Bity i bardzo dojrzały przekaz, to było to, co mnie mega ujęło.
Usłyszałam, w nich przemianę, którą przeszedł raper.
Słuchaliśmy, płytę całymi dniami, do dnia koncertu.
Czułam, że będziemy się Mega dobrze bawić.
Z racji, że mam fobię społeczną, strasznie boje się dużej ilości ludzi.
I od tego się zaczęło.
Przyjechaliśmy na miejsce i zobaczyłam chmarę ludzi.
Strasznie mnie to spięło, zaczęłam się cała trząść,
nie umiałam ustać spokojnie, 'skakałam' z nogi na nogę.
Chwyciłam A. pod ramię i kurczowo się go trzymałam.
Kolejka, powoli się ruszała, gdy byliśmy, już prawie przed wejściem,
A., powiedział, że zapomniał dowodu (bilety były na niego).
Oblał mnie zimny pot, z myślą, że mnie zostawi i pójdzie do auta,
po dowód, zestresowałam się, bo kolejka znacznie gładko, zaczęła iść.
Ogarnął mnie strach, że będę stała, sama jak ciul,
czekając na niego, przepuszczając ludzi w kolejce.
Całe szczęście, nie poszedł i jak się okazało, dowód nie był potrzebny.
Weszliśmy do środka, podeszliśmy do baru i okazało się, że czytnik kart padł.
Fajnie, cały koncert, o suchym pysku. Super.
No trudno, poszliśmy pod scenę, by mieć dobre miejsca.
Ludzie, którzy przychodzili później, przepychali się, by być bliżej sceny.
To co mnie wkurzało, to to, że ja jestem malutka, a 99% przepychających się ludzi, było bardzo wysokich, więc z tyłu, by i tak wszystko świetnie widzieli.

Czas, nam umilili chłopaki z 'Wysokich lotów', również, na scenie, pojawił się Arab.
Po półtora godzinnym spóźnieniu, zaczął się koncert.
Kolejna rzecz, która mnie wkurwiła, to osoby, które nie przyszły się bawić, a filmować koncert, swoimi komórkami, co oczywiście, znacznie utrudniło mi bawienie się.
Koncert, prawie oglądałam z komórek.
Powinno, być wyznaczone miejsce, dla osób, które chcą kręcić koncert, a nie przeżywać, go na żywo. Ale, to nie pozwoliło mi całkowicie, zepsuć zabawy, bardzo się cieszyłam, że jestem na koncercie. 
Jena laska, zapomniała, że ma piwo w ręce i kręcąc, coraz bardziej przechylała swój plastikowy kubek.
Ja 'oberwałam' mało, ale na 'koleżankę' obok, polało się całe piwo, obróciłam się i zwróciłam, grzecznie uwagę, lasce z lanym piwem.
Podczas koncertu, jedna osoba, przy bramkach, poprosiła Kali'ego o picie, ponieważ czytnik do kart, dalej nie działał. Raper, wykazał się zrozumieniem i podzielił się z publiką, swoim buteleczki, jakie miał.
A. zawsze o mnie dba, no i złapał dla nas pićku. 'Koleżanka' obok, zapytała skromnie, czy może łyka, bo strasznie jej się pić chce. Bez zastanowienia się podzieliłam, bo po szpitalu , wiedziałam co to, sahara w buzi.
Taka dygresja - pragnienie picia - to już 2-4% odwodnienia organizmu.
W połowie, koncertu raper, rzucał swoje płyty. Jedna trafiła prosto, pod moje nogi. Chłopak obok, chyba bardzo pragnął jej, (mam nadzieję, że do własnego użytku, nie na sprzedaż).
Przydepnął butem, płytę, która była, przed moimi stopami i gdy już chciał, mnie odpychać, powiedziałam mu, że 'spokojnie, ja mam swoją i oddam Ci tą, sprzed moich nóg.
Dziękuję, nie usłyszałam i pożałowałam, że odpuściłam walkę. Może, gdybym swojej nie posiadała, to bym mu tak łatwo nie oddałam.
Bawiłam się zacnie, gorset, pomógł mi wytrzymać, 4 godziny ciągłych bauns'ów.
Choć już, po 2 godzinach, moje biodra, trochę odmawiały posłuszeństwa. Nogi, zaczęły mi drętwieć i mięknąć, całe szczęście miałam oparcie w A., więc, gdy czułam, że moje nogi mdleją, opierałam się o niego, by na chwilę odpocząć.


Najbardziej podobał mi się moment, gdy okazało się, że Kali'emu, jak i mi, najbardziej przypadła do gustu piosenka - Ambiente. 'Zdrap mnie z sufitu', najgłośniej wychodziło z naszych ust.
Brakowało mi trochę piosenki 'Żyć, nie umierać'.
Ale i tak, wszystkie piosenki, z nowej płyty V8T, śpiewałam, na całe gardło, do braku tchu.

Bawiliśmy się świetnie, to był, super koncert.
Gdy, wróciliśmy do auta, padłam, jak po maratonie.
Byłam mega zmęczona i obolała, ale zarówno, mega szczęśliwa, że dałam z siebie wszystko, wyśpiewałam się, wytańczyłam.
W momencie koncertu, nie martwiłam się dużą ilością ludzi, to był moment, gdzie wszystko 'Flvwlxss' - (czyt. flałles-bezproblemowo).
-Wronged.


#Kali #MegaClub #Kato #FobiaSpołeczna #WysokiLot #Arab #Ambiente #ŻyćNieUmierać #V8T #Flvwlxss #Koncert #Zabawa

piątek, 18 maja 2018

Izba przyjęć, część druga.

Dotarliśmy na IP, w drugim szpitalu...
Na wstępie, zobaczyliśmy zmierzłą gębę doktorki, i nie tylko jej gęba taka była.
Nie rozumiała, że od ponad 2 lat, borykam się z tym problemem, bez wszczętej diagnozy - no cóż, takiego mam internistę.
Zrobiły mi EKG, pobrały krew. Siadałam na podłodze, bo była tak przyjemnie zimna...
Położyły mnie na drugim końcu Izby, jedna zrobiła wywiad, druga przyszła dać pomysł, że to może migrena (też tak przypuszczaliśmy), zgasiła mi światło i poszła.
Po jakiś 20 minutach, dały mi kroplówkę, leciała jakąś godzinę.
Ja patrzyłam na nią ciągle i błagałam, żeby leciała szybciej, bo chcę do domu.
Głowa mi pękała, co minutę mnie dźwigało, było mi strasznie zimno, cała się trzęsłam.
Nie umiałam, się ułożyć, żeby już żołądek, przestał wariować. Ręka, mnie strasznie bolała od tych igieł i kroplówek... między innymi, że jak mnie wyginało, do pawia, to zapominałam, że mam wenflon z kroplówką... Wszystko, miałam spięte i bolesne, nie umiałam panować, nad drgawkami.
W tym momencie, myślałam, że umieram, a wręcz, sama błagałam o śmierć.
Nigdy, nie czułam się, tak wyczerpana, jak w tamtym momencie i tak bezsilna, wobec swojego organizmu..
Bałam się, że to się nie skończy.
Po skończeniu kroplówki, o 2:22 w nocy, wypisały mnie, do domu w stanie, (niby)dobrym.
Żałuję, do dziś, że nie mam zdjęć, jak wyglądałam... Biała, jak śmierć, spocona, jakbym weszła i wyszła, spod prysznica, skulona, siniaki wszędzie, od drgawek na łóżku...
Uspokoiło się, dopiero koło 8 i mogłam spokojnie zasnąć.
Spałam, cały dzień, ale jak wstałam, to woda, była dla mnie, na wagę złota.
Od zawsze miałam problemy, z piciem wody, ale po tym dniu, zrozumiałam, co to brak wody.
Bardzo się cieszyłam, że mogę pić! Piłam wszystko, co miałam pod ręką, tyle ile tylko mogłam wlać.
Cały dzień, bez picia, to koszmar (co piłam, to zwracałam), nikomu tego nie życzę.
W dniu dzisiejszym, mam 3 kubki z piciem, na stole :)
Tamten dzień, mocno się, na nas odcisnął. 
Gdy A., słyszy moje pompowanie, w kiblu, od razu przybiega, cały wystraszony.
Ja też, za każdym razem, błagam w myślach, 'wyrzygaj się i spokój, nie chcę tego znowu przechodzić'.
Całe szczęście, jeszcze nie powróciło.

-Wronged.

poniedziałek, 14 maja 2018

Izba Zdrowia...(nie)Zawsze, do pomocy, gotowa...



...
Gdy, już nawet elektrolity, nie pomagały, pojechaliśmy, na izbę przyjęć...
   Nienawidzę szpitali, już sam zapach, powoduje u mnie mdłości.
Ale to co, zaczęło się ze mną dziać, nie życzę nikomu,
no może dwóm osobom..
-...sorry.
Pojechałam w dresie, bez skarpetek, z narzuconą bluzą i siatką. Refluks, nie dawał za wygraną. Włosy, pod wpływem potu, całe się pokręciły, mimo, keratynowego prostowania. Na bluzkę, skraplała mi się, niedawno nałożona, farba koloryzująca, koloru czerwonego...23:20. Zostaliśmy, 'wyśmiani', że nie pojechaliśmy tam, gdzie mają dyżur...
Obecnie, dyżur w SW, miała chirurgia.., czyli nie moja kategoria.. Niestety, nie wiemy, gdzie się w takich momentach, mamy się udać...
Raz, w podobnym przypadku, opisywanym w Z życia.,
pojechaliśmy, na Opiekę Nocną... ledwo żyłam, ale strasznie walczyłam, by to minęło.
  Dostałam, moje pierwsze w życiu, 3 zastrzyki w dupę...
Pielęgniarka, stwierdziła, że poradzi sobie ze mną, zagadywała mnie, pytała,
ale ja tylko, w głowie miałam obraz, trzech igieł, wbijających się, pod moją, delikatną skórę.
Bardzo bolało, czułam każde wbicie.
Na wspomnienie, tamtego momentu, aż czuję spięcie, w tym miejscu.
Bez A. nie chciałam pozwolić, sobie wbijać, cokolwiek, mam straszną fobię,
a gdy A. jest, przy mnie, wiem, że nie pozwoli mnie skrzywdzić i trzymając,
jak dziecko, za rękę, pokazuje, że jest całym sobą, ze mną, w tej okropnej dla mnie chwili.
Nie umiałam siedzieć, na dupie, ale po jakimś półgodzinnym siedzeniu tam,
byłam tak rozmiękczona, że bóle, stały się mi obojętne.
Skupiłam się, na moim piekącym siedzeniu.
Z racji, uczucia najebania, zostaliśmy odesłani do domu, żebym poszła spać.
Więc wróciliśmy i poszłam spać.
Po raz drugi, jak miałam 'napad', nie umiałam chodzić, po pawiach, było mi strasznie gorąco,
całe ciało mnie bolało, jakby ktoś, mnie nagrzewał lampą, jak w solarium,
było mi duszno, strasznie bolał mnie tył głowy.
A., nie wiedział, co ma zrobić, jak mi pomóc, to zadzwonił, po karetkę.
Dali mi dosadnie, do zrozumienia, że karetkę, wzywa się, do osoby 'umierającej', a nie kontaktowej...
Dostałam, ponownie, trzy zastrzyki, poczucie winy, że ich wezwaliśmy, ale przynajmniej pomogło.

No i w końcu... dotarliśmy, do tego koszmarnego dnia...
Po daniu, do zrozumienia, że tu, nam nie pomogą i odsyłają nas do szpitala, który ma dyżur Gastro.
Godzina 23:30, siedzę, pompuje mi się co 4 minuty pusty żołądek, czuję ciągłe, napływy piany, w ustach, który wypluwam, do siateczki, którą mi A. trzyma.
Patrząc na mnie, ma łzy w oczach, dopiero, jak zobaczyłam jego, buzię pogrążoną, w smutku, z niemocy, wzrokiem, zabójczym, głosem podniesionym, na lekarzy, którzy, rozkładają ręce..
                                                        Zbadali mi brzuch, dotykowo, stwierdzili, że ok, pobrali krew...
Zaczęło mi się robić, bardzo zimno, nie umiałam, uspokoić mięśni, by się nie trzęsły, całe ciało, mi drżało, bez opanowania,
A. przykrył mnie bluzą, którą miałam ze sobą. Nic, to nie pomagało, było mi coraz zimniej, coraz mocniej i szybciej się trzęsłam. Po pięciu minutach, mój pusty żołądek, oszalał.
Wymiotowałam pianą, bialutką, zbitą, jak ubite białko...
Dla mnie, to trwało wieki, zaczęłam, się rzucać, po łóżku, z bólu,
wykręcał mi się żołądek, jak uczucie, bardzo dużego głodu, wykręcało go, jak mokrą szmatkę...
Kolana z bólu miałam, aż pod brodą, tak wykręcało, że niekontrolowanie, kopałam w zasłonę,
która była przy łóżku, jeżeli ktoś, widział i słyszał, kiedyś kota rzygającego, to było bardzo podobnie, w tym przypadku, razy nieskończoność...
Nie umiałam oddychać, bo każdy oddech, powodował refluks...
A. mi przyniósł mi wodę, to co wleciało, to wyleciało.
Stwierdzili, że przed wysłaniem, dadzą mi kroplówkę... kolejna igła...
Kolejny napad lęku, tylko pogorszył sprawę, do skończenia kroplówki, ciągle mnie dźwigało,
bolało, pot zalewał mi ubrania, trzęsłam się z zimna, pragnęłam końca...
Gdy, kroplówka zeszła, poczułam, uderzenie sił, ucieszyłam się, że będę mogła, wrócić do domu.
Radość, trwała krótko, za krótko, gdzieś z 10 minut, potem, z czasem zaczęłam powoli wracać, do wcześniejszego stanu.
Dali mi wypis i pojechaliśmy, do szpitala, na SOR.
Zabraliśmy, ze sobą Panią, która była z ojcem, gdy miałam napady, podeszła do nas, przeprosiła o wtrącanie się, ale w jej rodzinie, były podobne przypadki, gdzie były te same objawy, a lekarze rozkładali ręce i podróż, od specjalisty, do specjalisty, bez skutku.
Prawdopodobnie, to ona była, kurtynę obok.
Medycyna niekonwencjonalna, podobno, kropla krwi, a zielarka, znajdzie mi zioła, na moje problemy. Trzem w rodzinie Pani, niby pomogło, ja się na razie nie przekonałam.
Później, gdy czekałam, na wypis, słyszałam, jak rozmawia Pani, z lekarzem i on oznajmia, jej i jej ojcu w szlafroku, że karetka będzie, za trzy godziny, by zawiozła ich, do domu...
Powiedziałam, A., żeby zapytał, w którą stronę jadą, okazał się, że po drodze, więc ich wzięliśmy, ze sobą. Podjechaliśmy, pod szpital, gdy wyszłam z samochodu, brzuch, nie pozwalał, mi się wyprostować. Chwilę spędziliśmy, na ławce, potem poszliśmy na Izbę Przyjęć...

Nie spodziewałam się, że to będzie, taka długa historia, więc drugi szpital, zostanie opisany, w kolejnym poście.

-Wronged.

niedziela, 13 maja 2018

Koszmar, ze szpitalnego oddziału...



Wstaję koło dziesiątej, budzi mnie,
mocna wiązka światła.
Która razi i powoduje miganie obrazu.
Strasznie mnie to wkurwia,
bo nie widzę, czarnej kropki,
na której, bym mogła skupić wzrok.
Zaczyna mi się robić niedobrze,
nie umiem, znaleźć wygodnego miejsca,
Ból głowy, staje się coraz bardziej..upierdliwy.
(by nie drażnić, teraz jeden, reszta na końcu)
Wstaję zmęczona, jeszcze bardziej, niż przed pójściem spać...
Dostaję informację, że moja mama, mnie odwiedzi, popołudniu - super.
Miałam plan, na ten dzień... - pójść spać. Przyszła, z lodami, nie podeszły. Ciągle, mi się odbijało, w ustach, toczyła mi się piana i ten cudny, metaliczny, posmak.
Ale, porozmawiałyśmy, pośmiałyśmy się.
Starałam się, nie myśleć,
o chujowym samopoczuciu.
W sumie, prawie co miesiąc, się tak czułam,
więc, powoli, zaczynałam się przyzwyczajać.
Że, tak będzie zawsze i muszę się nauczyć,
z tym żyć, a najlepiej, nad tym panować.
Powoli ogarniam, moment osłabnięcia, niestety, wszystkie są świadome, jeżeli, są samoistne, bez uderzenia. To znaczy, czuję, te uderzenie, ciśnienie, zatykające uszy, słychać dźwięk, który się ścisza, zamieniając się w echo. Czuję się, zawsze, wtedy, jak najebana, tracę kontrolę, mając o tym świadomość. Jestem w stanie,oznajmić, że mdleje...Zazwyczaj miałam małe omdlenia.
*Jak miałam 9 lat, uderzyłam z impetem, w kark, siedząc, z tyłu, na spływie, łódką, w Wesołym Miasteczku. Ból był, tylko przy dotyku, więc nie alarmowaliśmy, opiekunów, tylko, się dalej bawiliśmy, na karuzelach.


*Jak miałam, ok 11 lat, koleżanka, wbiła mi, zęby w głowę. (ja wiązałam buta, ona stała za mną/nade mną,- podobnie jak na obrazku, po lewej. Tylko jako ta w różowym, śmiała się, tak, jak po prawej, ja wstaję z kucania,ona się pochyla śmiejąc, ja się podnoszę i...nabijam się, na jej przednie zęby.

*W wieku, ok 17 lat, spadła mi półka, źle zamontowana, miałam w sumie utratę świadomości, ale, to było tak szybkie i nie spodziewane, że nie ogarnęłam, że oberwałam. Ocknęłam się, śmiejąc, że mi półka, na głowę spadła, musiało, to być, bardzo szybkie, bo nikt się nie skapnął... Dopiero jak spojrzeli, że trzymam ją w rękach, na kolanach, zrozumieli, że nie żartuję, ale ogarniałam, wiec olaliśmy.


Wracając do historii...
Po wyjściu mamy, poszłam spać, spałam, gdzieś z dwie godziny.
Po jakiejś godzinie, od obudzenia, zaczął się mój koszmar...
Wszystko, co wypijałam, po 3 minutach, zwracałam, do opróżnienia, całego żołądka.
Próbowałam kefiru, ale też nie przetrwał, w moim żołądku, nawet 5minut...
Gdy już, bałam się, cokolwiek pić, zaczęło się, pompowanie, żołądka, odbijanie, jakbym piła, coś gazowanego.
Ciągle, latałam do kibla pluć i zwijać z bólu, z powodu skrętów, żołądka...
Potem, już nie miałam sił, żeby wrócić, na łóżko, pot, mi kapał, z włosów, katar leciał, było mi mega gorąco, a za razem trzęsłam się z zimna...
Przytulałam się, do podłogi z kafelek, pragnęłam, żeby te zimno, mnie ocuciło.
A., wracając z pracy, znalazł mnie, leżącą na podłodze, jak ryba, która usycha, bez wody.

Ale to w kolejnym poście, by nie zniechęcać, do czytania.

Obiecane obrazki, jak działa moja, samoistna aura, zapowiadająca pogrom.
-Wronged.