RapidEyeMovementtt -L-
piątek, 14 kwietnia 2023
Mój brat...Skurwiel.
piątek, 21 października 2022
Kochać jak niewiele znaczy.
poniedziałek, 2 maja 2022
~Cześć ciociu ~
Cześć ciociu... Od 2 tygodni schodzę z leków i mam zmianę... Praca mnie przytłacza, bo chciałam iść do idioto opornej pracy by jakoś przetrwać szybkie 8 i do domu... Po miesiącu docenili, co jest bardzo miłe. Ale nie umiem pojąć czemu ludzie tak bardzo we mnie wierzą, kiedy ja nie wierzę prawie wcale..
Ciężko mi tłumaczyć komuś że muszę się otaczać samą pozytywną energią, by nie zniknąć. Że są ludzie którzy w sekundę są w stanie mnie całą pochłonąć. Że za głośne miejsca, gdzie ludzie się przekrzykują, zamiast rozmawiać, mnie wyczerpują... Że nie potrafię udawać, że lubię towarzystwo osoby która mnie pożera... Nie jestem zawsze w stanie wytłumaczyć drugiej osobie, że mi się nie chce żyć... Nie tak o dziś chce, jutro nie.. Choć trwa to już 5 lat, to od samiutkiego początku marca mam załamanie nerwowe, nie wiem kiedy się kończy, a kiedy zaczyna kolejne..., wiesz, ten rozrywający, przeszywający ból istnienia, który rozrywa płuca i serce.. Przepraszam że akurat Tobie ufam najbardziej i nie umiem się przed Tobą ciociu kryć.. Dlatego tak znikam.. Wracając że trwa to 5 lat, okazało się na terapii, że ciężko będzie mi wyjść z tego, jeżeli na pytanie co sprawiłoby żebym za chciała żyć, odpowiedziałam, ale ja nie chce żyć..
A wiesz czemu nie mam sił się poddać a raczej zdobyć odwagę w języku mojej chorej głowy?
Bo wykańczam się wewnętrznie, czyli palę paczkę dziennie papierosów, zapominam leków na noc (jak dziś), nie jem/objadam się...
Myślę o odwyku.. Strasznie dużo palę, bo sobie nie radzę z tymi wszystkimi emocjami.. Z tymi szybkimi zmianami w pracy, narzucaniem kolejnych i kolejnych obowiązków.. A że jestem pracoholikiem po matce, to dopiero jak podeszłam do tematu że szukam czegoś to nagle zaczęłam walczyć, jak już mi całkowicie nie zależało... Dziwne... Mam kryzys spełnionych marzeń...
Mam miłość bezwarunkową czyli Adiego, marzyłam zawsze o Audi w sedanie, tak po prostu :)
Najgorzej że zawalam terminy z seminarium.. Kurwa jak mnie to boli, ale nie mam sił, nawet nie wiem czy na wrzesień się ogarnę.. 🤦🏼♀️ Poddałam się od początku 2 semestru... Moja praca to totalna lipa choć temat mam cudowny..
Doświadczanie sytuacji trudnych przez osoby będące w kryzysie egzystencjalnym.
Chciałam by dobra koleżanka udzieliła mi wywiadu, po 1 stara się wstąpić do służby (jej dziewczyna pracuje w celnym) to się bała wywiadu, ale jest anonimowy, ale po 2 to bardzo trudne tematy i dzięki temu że do tego nie wraca jest lepiej, ja tego nie ogarnęłam, bo chyba zbytnio zezwolilam bym żyła depresją... Chore..
Auto wywiad to tak trochę nie fajnie..., ale będzie moją jedną z wyboru, ja wiem że zapomnę pewnie za jakiś czas, ale może masz jakieś pomysły jakie pytania można zadać
nt.Doświadczanie sytuacji trudnych przez osoby będące w kryzysie egzystencjalnym.
Czuje że totalnie nie obronie się, zrobię to samo co z prawem jazdy... Zamiast zapisać się na termin w Wordzie, po prostu nawet tego nie zrobiłam.. Kocham mój syndrom ucieczkowy, chwała ojcu..
Ogólnie, jeszcze miałam szkolenia dzięki uczestnictwu w projekcie UE, znaczy dalej je mam bo to 70h ale szkolenie nazywa się
Terapia skoncentrowana na rozwiązaniu, bardzo ciekawy nurt...
wtorek, 10 sierpnia 2021
Umarłam w środku.
środa, 21 lipca 2021
Ja i pies.
Czuję jak moje płuca, pompują się jak balonik... Jak serce zwalnia, ale uderza z taką siłą...jak bęben.
To teraz się dzieje, a jeszcze kilka godzin temu było spokojnie, absolutnie nic na to nie wskazywało.
Zapalnikiem jest ona, Mia, pies. Wkurwiam się, bo zastaje ją siedzącą na blacie w kuchni, a za nią rozsypany cukier....
Zaczyna się wściekłość, złość i to, co na początku.
Patrzę na psa i myślę o tym jak bardzo zjebałam, jak bardzo okazałam się nierozsądna, nieodpowiedzialna.
Wzięłam psa, choć jestem 100% kociarą, choć zwierzęta kocham wszystkie.
Wzięłam, egoistycznie, oj i to bardzo egoistycznie.
Chciałam psa, by móc wychodzić częściej, znaczy, żeby zmuszała mnie do wyjścia. Okazało się, że jedyne co mnie może zmusić do wyjścia z domu to pieniądze.
Kocham ją, jest moją dziewczynką, ale ja nienawidzę z nią wychodzić, choć nie, w ogóle nie lubię wychodzić z domu, dlatego marzę o domu z ogródkiem, może to być mieszkanie na parterze, mniej do sprzątania.
Po 1 uświadamia mnie, jak bardzo nie chcę dzieci. Nigdy bym nie powiedziała, że to ja będę tą osobą, która nie chce dzieci. Ale jak pomyślę, to ich nie znoszę, są mi obojętne. A ja chciałam pracować w żłobku, albo przedszkolu. No kurwa na pewno. Całkowicie się do tego nie nadaję, jestem mega empatyczna, jestem empatką i to mocną. Potem wyjaśnię. Ale nie mam cierpliwości, nie umiem się kimś opiekować, sama wymagam opieki. Wymagam opieki i to jak. Jak chuj!
Mój psychiatra przy każdym kontakcie mi o tym przypomina, czy w mailach, SMS-ach i na wizycie kontrolnej. Cały czas słyszę o szpitalu. Odkąd wyszłam z wcześniejszego :D Mówiłam, że wymagam opieki. Już mnie tym wkurwia i zastanawiam się nad znalezieniem innego psychiatry.
Jestem strasznie niestabilna, stres mną steruje, a raczej wszystko wyłącza i się zaczyna burza.
Przeogromna burza się kumuluje.
Co mnie wprowadza w duży stan stresowy?
Wszystko!
Przykładem mogą być terminy oddania prac na kolokwium, liczeniem, niepotrzebnym przewidywaniem, co mogę dostać, by mieć stypendium ponowne, a czego nie mogę.
Obecny licencjat zjada mnie, nie jestem tak zdyscyplinowana, by znaleźć w sobie siłę i zacząć to pisać.
Bez pracowania jestem wykończona, dźwiganiem siebie co dzień, a co dopiero jak na dodatek pracuję.
Jestem ambitna, więc wieczorem sobie myśląc... będę w pracy, mam dużo czasu, to napiszę to w pracy, aaale, ja jestem ambitna, do pracy przychodzę pracować i wymyślam, co trzeba jeszcze zrobić, żeby było zrobione, co jeszcze można zrobić dodatkowego, ponad i tak zlatuje mi ponad połowa czasu. Po 5 godzinach funkcjonowania, ja przechodzę w tryb uśpienia, jestem wyczerpana, więc nie zabieram się za konkrety, bo jeszcze sobie narobię więcej roboty.
Wracając, od kilku dni mnie męczy jedna rzecz, uświadamiam sobie w wieku dwudziestu ośmiu lat, że ja nie chcę dzieci, ale wiecie, co jest najgorsze, że jestem w 8-letnim związku i, mimo że zawsze gdzieś mimochodem uświadamiałam, że sama jestem jeszcze dzieckiem i nie jestem gotowa by mieć własne.
Jedyne co by mnie przekonało, to to, że jestem obecnie szczęśliwa, mam zadowalające mieszkanie i stać mnie na ponadplanowe wydatki lekką ręką, a jeśli nie to ja nie chcę absolutnie.
Nawet myśl, że nie będę mamą, mnie nie smuci, ja jestem złamana, nie chcę tworzyć kolejnego złamanego dziecka, co znaczy złamanego, najprościej to określić, że do resocjalizacji, obojętnie jakiej.
Tylko pytanie się nasuwa, czy partner to zaakceptuje, kiedy w końcu przyjmie do wiadomości? Ludzie wieloma rzeczami się różnią, dzięki temu się przyciągają, układając puzzle. Ale czasami jest jakaś różnica do nieprzeskoczenia.
Myślę o tym, jak bardzo mamy nie przyjmą tego, że z naszej, przynajmniej mojej, nie będą miały wnuka, nie mam takiego zobowiązania wobec nich, ale każdy wie, jak to jest. Myślę o tym, jak bardzo wkurwię babcię od strony taty, bo jak to? Może nie chcę dawać na świat kolejnej pół sieroty, tylko z innej stron tym razem.
Społeczeństwo co sobie pomyśli to mnie... ale trzeba się dowiedzieć co o tym myślą najbliżsi. Akceptacja i zrozumienie, czy zmiana. Tej ostatniej odmiany nie lubię.
Ale to, co mnie zastanawia, to czy A będzie wychodził z psem — zawsze!
I pokocham ją całkowicie, bo przez to, że z nią nie wychodzę kiedy powinnam, bo nie ma wyjścia, to czuję się winna, że tego nie robię. Przez takie poczucie, że krzywdzę, bo nie wychodzę, to oddałam Mafiego i czuję się winna, że go oddałam i potem już straciłam, bo nie potrafiłam się nim zajmować pod tym jednym kątem.
Może układ, że ja sprzątam wszystko po kotach, na poczet wychodzenia z Mia to może jeden ciężar by mi zszedł z pleców.
Da się tak?
piątek, 23 kwietnia 2021
Na ile lat się czujesz obecnie, a ile masz lat?
wtorek, 13 kwietnia 2021
Cztery B.
niedziela, 27 grudnia 2020
Happy Family Day cz.1
Paranoja, nerwica, czy depresja?
wtorek, 7 lipca 2020
Zamaskowany świat.
Zawsze się wkurzałam, jak było kilka miejsc wolnych, czy w autobusie, czy w pociągu, zawsze każdy musiał usiąść koło mnie. Jeszcze z takim szczęściem, że nie rzadko były to osoby większe niż siedzenie i się zawsze pchali na mnie... To że nie mogłam posiedzieć sobie sama, to jeszcze ktoś naruszał moją strefę wręcz intymną.
Dziś, gdy jesteśmy po ognisku epidemii miejsca są wyliczone, w autobusie co 2 siedzenie jest z kartką by nie siadać, w pociągu tego nie ma, ale z racji że jest duży to na początku (moja stacja całe szczęście jest początkowa), każdy może sobie wybrać miejsce osobne. To takie fajne, jechać sobie spokojnie, mając ogląd wokół siebie, mieć wolność ruchów, poruszania się.
Taaa... Pisząc to, jadę w pociągu... 2 stacja i już nie siedzę sama, mimo że za mną jest cały pociąg wolny 🤬
Kolejną częścią są przywitania.
Chyba każdy zna te uczucie, gdy podaje rękę i ktoś nie zauważa i nie odwzajemnia podania ręki, albo odwieczny dylemat czy podać kobiecie rękę na przywitanie, albo czy jak ktoś się wita z wszystkimi (sami faceci), czy masz wyciągnąć rękę by z Tobą też się przywitał.
Epidemia w tym pomogła, bo nikt z nikim się nie wita przez podawanie ręki. Moim zdaniem powitanie japońskie jest bardzo dobrym rozwiązaniem 🙏🏻
Plusem maseczek jest to, że trochę chroni nasze nosy przed niechcianymi zapachami, dla przykładu dziewczyna która siedzi koło mnie ma kanapkę z pasztetem i tam różnymi innymi, ale ten pasztet strasznie drażni nos..
Minusem jest to jak gdzieś idziesz i zapomnisz maseczki, wchodzisz jak debil z koszulką na nosie. Choć w sumie ludzie noszący maseczki i tak nie zasłaniają nosa.
Postaram się tu później wstawić mema, który świetnie to opisuje.
sobota, 26 października 2019
Początek końca. Co doprowadziło mnie do psychiatryka?
Z racji tego, że pracowałam na produkcji i było tam bardzo głośno z racji różnych dźwięków maszyn.
To była moja pierwsza praca, więc dawałam z siebie wszystko,
z racji tego, że miałam bardzo dobry kontakt z jednym z techników, to pokazał mi bardzo dużo technik, ułatwień, lub jak sama mogę naprawić problem maszyny, nie musząc czekać na któregokolwiek technika, tracąc czas produkcji, co za tym idzie, mniejsza produkcja itp.
Z miesiąca na miesiąc, dawałam z siebie coraz więcej,
bardzo dużym plusem dla mnie było to, że pracowałam tam sama na siebie,
mogłam mieć muzykę na uszach, więc szło mi to wręcz tanecznie,
tym bardziej, że robiło się kilka rzeczy w kółko.
Przynieś druty, włóż druty, zamknij kabinę, łapa zabiera druty, wkładasz kolejne i w tym momencie robi się sztuka, czyli mata siedzeniowa.
Odbierasz sztukę, sprawdzasz wizualnie, jeżeli jest nadlewka, to obcinasz ją nożykiem do tapet,
jeżeli wszystko inne jest ok, to odkładasz i powtarzasz czynność, układasz do kilku sztuk, jeszcze raz sprawdzasz, potem wkładasz do kartonu, lub boxa, jeżeli będzie tam pewna ilość, to przyklejasz etykietę z dniem i swoją pieczątką, zamykasz i odkładasz na paletę, gdy jest pełna, wołasz techników, by wypisali zbiorczą, wpisali w książkę produkcji i zabrali, przywożąc nową pustą paletę (jeżeli tak ogarniasz, że Ci się nudzi i masz chwilę czasu, to idziesz do tyłu za stanowisko i sam/a to robisz, jedynie wołasz by zabrali...)
W między czasie, bierzesz i robisz sobie puste kartony i pokrywki, datujesz, podbijasz, numerujesz etykiety, które potem przyklejasz na karton, do którego wkładasz gotowe maty.
I tyle, tak wyglądała moja praca, jako operator maszyn wtryskowych.
Wracając do bólu w skroniach i potylicy, wymiotowałam, kręciło mi się w głowie, miałam światło i dźwięko i zapachowstręt.
Dzień, który prawie mnie zbił z wycieńczenia opisałam tu :
Izba zdrowia, do pomocy, nie zawsze gotowa.
Izba zdrowia, część 2.
Pół roku L4 na kręgosłup, od stycznia do maja.
To było jedyne miejsce, gdzie byłam zajebista, ale ludzie to zawistne hieny i z racji braku umiejętności bronienia się, musiałam podjąć decyzję o odejściu.
Gdy nad tym myślałam za i przeciw, gdy dochodziło do podjęcia decyzji,
wstałam z piosenką w głowie, Polskiej Wersji - Lepiej to zostaw.
Nie było to dobre rozwiązanie z racji tego co się działo potem.
Ludzie tam byli z delegacji i byli strasznie pospinani, zestresowani, nerwowi.
Ale jak to się stało, to, że ludzie byli strasznie po stresowani, to dodatkowo, ciągle mi się obrywało bez powodu, byłam takim workiem, na który mogli przelać swoje złości.
Przykładem może być to, że :
Wypisuję fakturę kierowcy, mam wszystko ładnie opisane na kartce, co jak i gdzie, nigdy wagi nie wypisywałam, bo to było ostatnie co tam się wpisywało, ale w którymś momencie, podszedł do mnie Leszek, który był moim "opiekunem", który mnie szkolił, i mówi, że mam wpisać tu, taką wagę, jak powiedział, tak zrobiłam.
Po jakiś 10 min. wraca i nagle, dre na mnie ryja, że dlaczego tam wpisałam wagę..., tłumaczę, że on mi kazał, wiadomo, wyparł się i tak w kółko. Ja nerwowo nie wytrzymałam i poszłam na zewnątrz się wypłakać, po chwili, przyszedł jeden z kolegów i zaprosił, bym poszła z nimi usiąść i zjeść, nie bardzo chciałam, ale poszłam.
Po chwili Leszek patrzy się na mnie, widzi, że jestem wkurwiona na niego i zaczyna mówić..
Wiesz, faktycznie mogłem Ci kazać to wpisać i po prostu zapomniałem, bo dziś jest strasznie dużo latania.
Ale przepraszam, nie usłyszałam.
Był jeden kierowca, któremu zawsze bardzo się spieszyło. No i przychodzi pewnego dnia, z papierami, które widzę pierwszy raz, nie wiem co mam zrobić. Gość mi mówi, weź mi przybij tu pieczątkę, ja się na niego patrze i mówię, że nie wiem jaką mam pieczątkę tam przybić, koleś mi pokazuje palcem którą, na to ja że, przepraszam, ale pierwszy raz mam styczność z tymi papierami i nie mam pewności, czy mogę potwierdzić i czy akurat tą pieczątką, że poczekamy na Leszka i on to zrobi.
Przychodzi Leszek z magazynu i ten mu się pluje, Leszek pluje się do mnie, ja się wkurwiam, przybił mu tą pieczątkę i gość poleciał.
Widziałam, że Leszek, nie zabrał od niego jednego papierka, który idzie do nas, do zaksięgowania, widziałam, ale nie powiedziałam, bo byłam na obu obrażona.
Pod koniec zmiany, Leszek się skapnął, że niema owego papierka, oczywiście z ryjem na mnie, ja mu mówię, że przecież to on miał papiery w ręku, to on mu je potwierdzał i to on mu je wydał, wiadomo, zaprzeczeń nie było końca, ale ja to miałam gdzieś.
Na drugi dzień, przyjechał owy kierowca, z pretensjami, że dostało mu się po głowie, od przełożonego, że ma ten papierek, a powinien być u nas, patrzę się na niego i pytam, czy ma go ze sobą, on stwierdza że go niema, trochę dziwne, bo w końcu przełożony jego musiał widzieć ten papierek, skoro miał do niego pretensje, ale nieważne.
Kierowca zaczyna się buzować i mówić, że takie rzeczy już dawno powinnam wiedzieć, jak to, z pieczątkami i to, że ten papierek miał zostać u mnie.
Mówię, że dopiero się uczę i czy on po tygodniu pracy wszystko już potrafił?!
A po drugie, to proszę rozmawiać z Leszkiem, bo ja tych papierów w ręce nie miałam.
Na co przybiłam mu pieczątkę, zabrałam dokument (bo to był inny rozładunek z nowymi papierami, ale już wiedziałam co i jak) i oddałam resztę.
Wycedził "do widzenia" przez zęby, na co odpowiedziałam w pół cicho, "oby nie".
Siedziała obok mnie Ania, która była wszystkiego świadkiem, więc jak na kolejny dzień kierowca kierował się do naszego biura, to Ania uprzedziła słowami "o idzie Twój kolega", wiadomo jaka była moja odpowiedź.
Gość nagle był miły, nagle nic mu nie przeszkadzało, pewnie usłyszał moje "oby nie".
Było kilka takich różnych sytuacji, ale przybliżę Wam ostatnią.
Siedziałam sobie przy komputerze, za plecami miałam kierownika, gdy nagle ktoś do niego dzwoni, podejrzewam, że był to jakiś znajomy z pracy, z której został oddelegowany.
Jestem osobą, która wyłącza się jak ktoś gada przy mnie, ale nie do mnie, bo w sumie nie mam zamiaru zaprzątać sobie głowy głupotami, ale powszechnie wiadomo, że jeżeli osoba nie chce, by ktoś słuchał prywatną rozmowę, to wychodzi, on tak nie zrobił, najwidoczniej, chciał, żebym to słyszała.
No to mimochodem słyszę : "A bo wiesz, dali mi takie dwie z ulicy, które nic nie potrafią i co ja mam zrobić..." ja po tych słowach się wyłączyłam i tylko je miałam w głowie.
Było mi za razem smutno, a zarazem byłam wściekła, że już 80% swojej pracy połapałam w 2 tygodnie, będąc wrzucona na głęboką wodę, czyli nie szkolona i jeszcze gada takie teksty bez krępacji, no kurwa dziękuję.
Wiadomo chęci już całkowicie odeszły, ja już mówiłam codziennie płakałam albo na przerwach gdzie nikt nie widział, albo w domu.
Ale za każdym razem zawsze przyjeżdżałam, z nową nadzieją, na lepszy dzień.
Dzień, który mnie dobił do ziemi, a raczej wykopał mną dół, był to 27 dzień lipca, gdzie kierownik, oznajmił mi, że przez cały miesiąc sierpień jest przestój na fabryce, więc i magazyn ma przestój, że niby pytał na innych działach, ale nie ma dla mnie innego zajęcia na ten czas i że MUSZĘ, w takim razie wziąć cały miesiąc bezpłatnego, z racji, że dopiero zaczęłam i nie mam jeszcze urlopu.
Po jego ponownym zatwierdzeniu, że tak muszę wziąć bezpłatny, wzięłam i podpisałam.
Załamała mnie myśl, że przez miesiąc nie będę mieć wypłaty, kierownik na odchodne dodał,
"ale wrócisz do nas, po przerwie?" odpowiedziałam, że "raczej nie".
No i się nie myliłam, bo w ten sam dzień załamałam się nerwowo, na przerwie usiadłam na schodkach przed biurem, paliłam papierosa, za papierosem i nie miałam nic w głowie, oprócz słów, "koniec", "to już koniec", "chcę końca", "koniec", "koniec", "koniec".
Tu krótko opisałam : Wylądowanie w psychiatryku...
#praca #depresja #psychiatryk #magazyn #produkcja #kierowcy #nadzieja #płacz #nerwy #stres #L4 #bólgłowy #migrena #padaczka #PW #PolskaWersja #lepiej #to #zostaw #koniec
poniedziałek, 1 kwietnia 2019
Psychiatryk - Oddział z terapią.
Na początku stycznia wróciłam na oddział, ale tym razem na oddziale była terapia grupowa.
Z racji na różne zaburzenia, były tam różne grupy.
Ja należałam do grupy A, czyli obserwacyjno-diagnostycznej.
O godzinie 7:30 zawsze była gimnastyka, która była obowiązkowa i zawsze prowadził ją pacjent oddziału.
Codziennie o 9 zaczynała się społeczność, spotykaliśmy się całą grupą na świetlicy, a wraz z nami była pani psycholog, lekarz psychiatra i praktykanci.
Siedzieliśmy w kółku i opowiadaliśmy jak minął nam wcześniejszy dzień, jak minęła nam noc i jak czujemy się na obecną chwilę.
Zdarzało się że ktoś kończył grupę, więc na porannej społeczności, go żegnaliśmy.
Osoba opowiadała jak na nią pobyt wpłynął, potem my dawaliśmy informacje zwrotną.
W poniedziałki dodatkowo, dostawaliśmy pudełeczko z celami tygodnia, losowaliśmy po 2 karteczki i wybieraliśmy z nich jedną.
Cel tygodnia, by był zaliczony musieliśmy wykonywać zadanie codziennie.
Przykładowe zadania jakie były to : spacer półgodzinny, medytacja, rękodzieło, pisanie dzienniczka uczuć, zrobienie coś miłego dla siebie.
Potem mieliśmy zajęcia o 11, były one różne w zależności od dnia tygodnia.
Były to na przykład zajęcia pod tytułem "Ja i mój problem", co tydzień była wyznaczana osoba, do przedstawienia grupie, swojego problemu, z jakim się borykamy na obecną chwilę.
Po opowiedzeniu, dostawała pytania i informacje zwrotne od terapeutów i grupy.
We wtorki mieliśmy arteterapię, polegała ona na rysowaniu np.uczuć, potrzeb, pragnień, lub tworzeniu przez grupę art-dramy, czyli przedstawienia.
W środy natomiast, na społeczności mieliśmy podsumowanie szefa i wybór nowego.
Ogólnie o 12 mieliśmy "dzień porządkowy", sprzątaliśmy swoje pokoje, a potem szefowie grup wraz z pielęgniarką chodzili i sprawdzali pokoje i lodówki.
Od 14-17 mogliśmy zorganizować "godzinę szefa", czyli gry, zabawy, w grupie.
Czwartki były aktywne, mieliśmy terapię ruchem, na której mieliśmy jogę, lub zabawy takie jak układanie się według wzrostu, wieku, tonu koloru włosów, ilości złamanych kości, itp.
Piątki były zarezerwowane na psychoedukacje, czyli dowiadywaliśmy się dokładniejszych wiadomości o lekach, czym są emocje, jak sobie z nimi radzić, jak radzić sobie z nerwami, co to jest motywacja.
Potem były zajęcia dla chętnych najczęściej była to półgodzinna koncentracja, polegająca na oddychaniu i obserwowaniu swojego organizmu, oddechu, a w czwartki były zajęcia ruchowe, czyli godzinny aerobik.
Potem mieliśmy wolne.
Każdy dzień kończyliśmy wieczorną społecznością o 20:45, na której była grupa i pielęgniarka, mówiliśmy jak nam minął dzień i jak czujemy się na obecną chwilę.
Szef grupy, zajmował się min.wypisywaniem osób, które chcą iść na przepustkę w tygodniu, czy na weekend, potem tą informację przekazywał terapeucie. Wprowadzał nowe grupy na oddział, tłumaczył normy i zasady grupy, rozpoczynaniem i kończeniem społeczności, wypisywaniem dyżurów co drugi dzień i w czwartki, zbieraniem danych o skali Becka i zdrowienia.
Przepustki nam przysługiwały jedna w tygodniu od 15-19, weekend 6 i 12 godzin, dzień do wyboru, między 8, a 19.
Co drugi dzień mieliśmy tzw. dyżury, raz przy salkach, raz przy windzie, trwały one od 15-19, zazwyczaj przypadało z 20 minut na osobę.
Skala Depresji Becka, czyli test na depresję i zdrowienia, tzn. określanie od 1 do 4, czy wykonywało się jakąś aktywność w ciągu tygodnia, np. czytanie książki, czasopisma, wyjście na spacer, gry z grupą.
Uzależnienie jest chorobą duszy i emocji.
czwartek, 1 listopada 2018
Nadzieii, czas ustał.
poniedziałek, 29 października 2018
Jak jest źle,zawsze może być gorzej.
Czuję się beznadziejnie, nie mam już sił walczyć.
Czuję się rozbita, na części pierwsze.
Tyle czasu walczyłam, ale nie mam już sił.
Boję się powiedzieć, o tym lekarzom, bo wiem,
że jak się wygadam, tak wyląduję na obserwacyjnej.
Nie mam już sił, wyglądam coraz gorzej,
a nic nie potrafię z tym zrobić.
Czuję, że lżej będzie wszystkim,
jak nie będą, musieli mnie wspierać, bez rezultatów.
Jestem beznadziejnym przypadkiem.
Już myślałam, że wszystko, idzie w dobrą stronę.
Trzy dni szczęścia, poszły w zapomnienie.
Myślałam, że już staję na nogi,
a okazało się, że dalej się alienuje.
Dalej, nie umiem funkcjonować, wśród najbliższych.
Spotkania mnie męczą.
Nie umiem, cieszyć się, z czyjegoś szczęścia.
Czuję się gorsza, od wszystkich.
Nie potrafię poradzić sobie, z samą sobą.
Nie potrafię, wziąć się w garść...
Czuję się, pusta w środku.
Czuję, że moje życie, zawsze będzie, bezsensem.
Dość walki, dość dni bez poprawy,
dość udawania że jest ok,
tylko po to, by wyjść na przepustkę.
Mam dość, tego szpitala, tego dnia, tego życia.
niedziela, 28 października 2018
Życie przekreśla - depresja.
Ogarnia mnie, wszechobecne zobojętnienie,
uczucie zmęczenia.
Niemożność, podjęcia decyzji, ciągle mnie męczy.
że sama, nie odzywam się do nikogo...
Myślenie katastroficzne,
nieufność wobec kogokolwiek.
Niepokój, to mój nieodłączny element.
Pragnę być samotna, szpital mnie przytłacza,
bo tam, nie mogę, pobyć sama, ze sobą.
Nie widzę kolejnego dnia, a co dopiero, przyszłości.
Niektórym się przytrafia - apatia.
Aktywność fizyczna, to u mnie rzadkość.
czy nawet pociągu seksualnego.
jak i ze zmęczenie nadmierne w dzień, to norma.
czwartek, 18 października 2018
Moja nierozłączna... - anhedonia.
Czy to z robienia czegokolwiek,
co sprawiało mi radość,
czy z odwiedzin, bliskich mi osób.
Straciłam, ogólna radość życia,
taka typowa, znieczulica..., zobojętniona.
Nie odczuwam, ani pozytywnych, ani negatywnych emocji.
Tak, to anhedonia, czyli utrata zdolności do odczuwania przyjemności.
To stan, w którym, moje życie,
nie ma kolorów, smaku,
nie towarzyszą mi, chwile radości.
Oglądanie, ulubionego programu, w telewizji,
nie przynosi, żadnej przyjemności,
nawet już telewizora, nie załączam,
lub w obecnej sytuacji - nie oglądam.
Kiedyś słuchałam, w kółko muzykę,
nawet zaczęłam ją tworzyć,
lecz i to straciło jakikolwiek sens.
Przebywanie z rodziną, lub przyjaciółmi...
hmm przyjaciół, raczej już nie mam.
Mało kto, napisze,
z zapytaniem, jak się czuje.
A z rodziną, też ciężko mi wysiedzieć.
Hobby i rozrywki?
Od lat, nie mam, żadnego hobby.
Ciepła kąpiel, lub orzeźwiający prysznic...
ciężko się przyznać, ale z tą czynnością,też nie jest łatwo...
Widok uśmiechniętych ludzi,
bardzo, mnie przytłacza,
bo po prostu, też bym uśmiechać się chciała...
Za czytanie książki,
po prostu nie umiem się zabrać.
A z czasopismem, jest różnie,
raz przeczytam od deski do deski,
a raz, nie umiem, się zabrać,
za choćby, jeden temat.
Drobiazgi, jak słoneczny dzień,
są dla mnie, przytłaczające.
Bo mam potem wyrzuty sumienia,
że nie wyszłam, skorzystać z takiej ładnej pogody...
Telefon od przyjaciela?
Nie ma takiego, a nawet jak jest, jakikolwiek telefon,
to albo nie odbieram, albo staram się zbyć, dzwoniącego.
Pomaganie innym, obecnie wyszło mi z nawyku...
Kiedyś to kochałam,
bo czułam się potrzebna.
Teraz, nawet nie chce, się taka czuć.
Problemy innych,
obecnie, bardzo mnie, przytłaczają.
Otrzymywanie pochwał,
a kto ich nie lubi, choć działają na chwilę,
bo znajdę, zawsze jakieś ale...
'-jestem dumny, że ćwiczyłaś...
-dzięki, ale to było tylko 20 minut...'
„Urojenia,
Spychają w przepaść nas,
pełzam po dnie odbijam się od ścian.
Brnij kochanie, niełatwy nadszedł czas.
… Wnikauj aż w krwioobieg,
W ciała katatonię
Wnikaj aż stracisz oddech
W jutra anhedonię”.
-Kasia Kowalska, "Anhedonia".
czwartek, 27 września 2018
Ludzie są różni. Jeden Cię zaskoczy, inny się wyróżni.
Jedna bogobojna, a od dziwek wyzwie Cię,
jak ją upomnisz, to pomodli się.
Jedna bardzo chuda, ciągle słabnie,
bo jeść nie potrafi,
każdy o jej stan, bardzo się martwi.
Drugi lata nago i butelka może Cię trafić.
i obraża prawie każdego,
pierwszy raz wyjebałam ją z pokoju
i już boi się wejść do niego.
co nam po drzwiach, pisać chciała,
dopiero odeszła,
jak jej brzydko powiedziałam.
gdy jego wypowiedź, komuś przerwać się zdarza.
a raczej ciągle napierdala,
ale już jej nie ma, bo wpisała się wczoraj, ze szpitala.
a potem w dzień mówi że źle się czuje.
fajnie mi się z nim gada,
a żona pod jego nieobecność, do sąsiada lata.
dziwne, że przez te picie,
jeszcze go nie wyjebali.
a raczej alzheimera,
ciągle myli pokoje
i przez każde drzwi na zewnątrz się wybiera.
środa, 26 września 2018
Psychiatryk - oddział depresyjny
niedziela, 16 września 2018
Ile tego trzeba zeżreć, żeby nie chcieć umrzeć.
'Na krawędzi życia, tańczę, jak na linie dziś.
Wczoraj kładłam się spać, zasnęłam koło siedemnastej. Czuje w sobie pustkę otchłań bez dna.'
Wilki'
Obudziłam się o drugiej w nocy.
Oczywiście, zaczęłam znów podjadać, jest to spowodowane przez zmianę tabletek. Kolejna w tym tygodniu...
Jeszcze o piątej rano mi włącza jedną światło , a obraz zaczyna skakać jak na końcu VHS ... Jest to nie do wytrzymania, tak to ten objaw padaczkowy.
Szweda się po pokoju, robi se kawę w czajniku, nie dość że światło mi powoduje wstręt, to jeszcze ten pierdolony głos czajnika elektrycznego...
Czyli jak już wiadomo, wstaje ze szczękościskiem i wkurwienie na dzień dobry.
Jest to bardzo męczące, humoru nie mam za grosz.
Uśmiechać się nie mam sił.
Bolą mnie chyba dolne części policzków, albo ścisk, albo zatoki...
Śpię, od tygodnia śpię, po tej pierdolonej zmianie leków.
Miałam jeden, super dzień, gdzie byłam uśmiechnięta, rozgadana.
Nie wiem, co się stało ze mną, coś zamieniło światło, w ciemność.
Tak, wiem, zmienili mi leki, bo stwierdzili, że to nie wpływ leku, a przepustki do domu...
Nie chce mi się zamieniać z kimkolwiek choćby dwóch słów.
Mam dół.
Nie chcę odwiedzin, chyba, że masz dla mnie, lek na receptę.
Biorę te, które mam, ale zdają się leczyć w próżnię. Hipotermia.
Chce coś robić, a stoję w miejscu.
Jestem w tym samym miejscu co kilka lat wstecz.
Czuje się odrzucona, niechciana i jak obiekt kpin...
Czuję, że nikt mnie nie lubi, nikt nie chce, ze mną gadać, grają sobie sami, bezemnie. Kpią ze mnie, obgadują, jaka jestem głupia i dziwna.
Utożsamiam się, z tym moim smutnym, niezdarnym ja.
Ja nic przecież nie potrafię, nie potrafię grać w nic, nie mam tematów do rozmów, nie mam hobby, nie mam żadnego talentu, bo jestem nudna, brzydka, głupia...
Tak, to moja paranoja... schiza paranoidalna.
Ale w momencie paranoi, jest ciężko, bo wtedy wmawiam, sobie to wszystko, co napisane wyżej.
Izoluje, kpię, obrażam się ja, ja sama sobie to robię.
To ja, dziękuję za zaproszenie do gry i mówię że źle się czuje.
Chce spać, tylko spać.
Przespać życie.
Jeżeli, nie jestem w stanie, zrobić sobie krzywdy, to przynajmniej, chce to przespać.
Autodestrukcja, wróg numer jeden, bardzo często się zjawia, kiedy zostaje sama.
'Znikam chcę wolności od dzisiaj mam już dość
i nie wnikaj w samotności oddycham
znikam tak jest prościej nie pytaj bezlitośnie
odpływam ręką słońca dotykam
Znikam nie chce więcej borykać się
więc pędzę, potykam się by lepsze nastały dni
Odchodzę jeśli to mi się tylko śni
na drodze proszę nie stawaj mi.
Problemami, obawami żyć tu musi tłum ludzi stają się zjawami
to zjada ich nie jeden znikł co się starał i starał starał ale w kit
odpalam bit i zapomnieć umiem
sumarum sume tego czego nie rozumiem
Co głowę psuje wkurwia, irytuje pół dnia
nie komplikuje chujnia, że kontempluje kurwa!
To tylko bujda że nadzieja jest złudna
Czas lepszego jutra mógł być nawet wczoraj ! (umaaaaa!)
Że przyjdzie za kilka dni szansa jest spora
Może teraz jest pora? Zobacz to w dnia kolorach
Lepsza Fauna i Flora niż Sodoma i Gomora miasta
w które pomimo stresu człowiek wrasta
Przede mną asfalt droga prosta i jasna
niewiasta i klika i Basta ZNIKAM !!!!
Ja oddalam się, nie ma mnie po prostu znikam
Świat nie ma wad to tylko moja psychika.
.' Musiałbyś się dać im rozszarpać, żeby mieć święty spokój
Wkurwia ich że masz błysk nawet w mętnym oku
Chcą żebyś padał na pysk na każdym następnym kroku
Pod lupę ludzi biorą, cudze brudy piorą
Nie wie, nie zna Cię, a jednak mówi jeden z drugim sporo
I to że masz dobre serce dla nich nie liczy się
Każdy w twarz się uśmiecha, w duchu Ci życzy źle
Nie czujesz żalu, a jest Ci po prostu przykro
Chciałbyś się oddalić stąd, uciec, po prostu zniknąć.'
- Posłuchaj słów w muzyce, wsłuchaj się w serca bicie
Podążaj jego głosem widzimy się na szczycie.
wtorek, 11 września 2018
Deszcz to obietnica rozpogodzenia.
Czyli najgorsze momenty mojego życia...
W podstawówce miałam się dobrze, choć po czasie zaczęłam rozrabiać.
Niestety tak jest, że jak rozrabiasz to jesteś lubiany wśród rówieśników.
To były rzeczy jak, pyskowanie, rozwalanie, uciekanie z lekcji.
Stało się tak, dlatego, że gdy miałam 9 lat, mój ojciec się powiesił w domu.
Bardzo go kochałam...
Bardzo go potrzebowałam.
Wtedy, moje życie zamieniło się, w koszmar.
Mama się załamała, ciągle płakała i mówiła że lepiej jakby jej nie było i że w domu dziecka będzie nam lepiej.
Gdy, dotarłam do końca podstawówki, pojawił się kolejny koszmar.
Moja ówczesna przyjaciółka, trochę porozrabiała i naraziła się dwóm starszym dziewczynom.
Ja znalazłam się w złym miejscu o złej porze. Na osiedlu kilka płacy dalej.
Szłam tam z przyjaciółką K.,
Była tam duża grupa ludzi, z 30 ich było na pewno.
Czyli prawie całe osiedle.
Z racji że przyjaciółką się nie zjawiła na 'ustawkę', trafiło na mnie.
Zaczęli mnie wyzywać od zezowatych, dziewczyna z którą tamtą miała na pieńku, podeszła do mnie z koleżanką..
Zaczęły mnie wyzywać, popychać, szarpałam się z jedną, pociągła mnie za włosy, więc też to zrobiłam i trochę jej ich wyrwałam.
Wkurwiła się bardzo.
Wtedy stanęły tak, żebym nie mogła odejść, jedna mnie kopnęła, a druga zaczęła mi kazać jeść glizdę która była na ziemi.
To było tak upokarzające...
Rozdeptałam ją, ale znalazły inną.
Wśród trzydziestu osób, śmiejących się, znalazł się jeden mój wybawca, który podszedł i kazał się odwalić.
Potem ktoś krzyknął że policja jedzie i wszyscy oprócz mnie zaczęli uciekać...
Ja stałam w tym samym miejscu, jak sparaliżowana....
Był to moment, gdzie wybrałam gimnazjum te, do którego wszyscy tamci chodzili.
W trakcie gnojenia mnie, usłyszałam że moja głowa wyląduje w kiblu.
Wróciłam do domu z płaczem i krzyczałam mamie że do żadnego gimnazjum nie idę.
Po kilku godzinach, moich krzyków, mama mnie zrozumiała i zabrała do gimnazjum, które znajdowało się też niedaleko.
Poszłyśmy z petycja do dyrektora i mimo że czas składania podań minął, widząc moje roztrzęsienie powiedział, że jestem przyjęta.
Z racji przyjęcia mój płacz strachu, zamienił się w płacz szczęścia.
W gimnazjum miałam paczkę dziewczyn i trzymałyśmy się zawsze razem.
Ale znalazły się też takie, które nie umiały znieść mojej wady wzroku i mnie wyzywały.
Bardzo to bolało.
Ale miło wspominam gimnazjum.
Po pożegnaniu T., poznaliśmy mamę M.- wcześniej nie znałam jej wcale.
BW. , czyli jej mama, zabrala nas do cyrku, na odpust, u niej na osiedlu i w sumie tyle dobrego, co z nią kojarzę.
Potem oskarżyła mnie o kradzież lakieru do paznokci i zostałam złodziejka na całą rodzinę...
Nie, nie ukradłam go.
Znalazł się potem za pralką, ale tego już nie powiedziała całej rodzinie, tylko mamie.
Wracając do podstawówki. Pamiętam, jak BA. kiedyś wbiła do podstawówki, odjebana jak paw.
Getry, spódniczka i ....pierdolnie wielkie futro, za kolana....
Czuła się jak milionerka, opłacając nam, obiady w szkole.
BA., Zabrała nas, na wakacje, nad morze.
Zazwyczaj rano, o szóstej, załączała się jej pobudka, zwana 'czas na plażę'.
'Gdybym wiedziała wcześniej, że macie nowego tatusia, to bym Was nigdzie nie zabrała.
(Gdyby wiedziała, jaki z niego chuj...może i by się zainteresowała).
Pamiętam jak D., z racji, że mieli, go za cipę w szkole, znęcał się nade mną, ubliżając mi i dusząc.
Od tamtego momentu, nie potrafię mieć nic blisko szyi, i oddycham tylko płucami.
Poznawałam, jego wrogów, by miał ich mniej.
Gdy, koledzy z placu, w sumie nigdy nie byli jego szczerymi kolegami, z czasem, zauważyli, że jest podatny, więc i przydatny.
Pamiętam jak M., nigdy nie miała złotówki, na watę cukrową, ale raz w upalne lato, przyniosłam Panu, zimną kranówę i dostałam, za to watę.
Pamiętam, gdy 'koledzy' z drugiego placu, nadali mi i K., miano lesbijek, na zmianę z pączkiem i patyczakiem.
Jeden z kolegów P., nie wybaczył mi tego, że spędziłam całego sylwestra z innym a nie nim, i gdy była grupka facetów na placu, staliśmy w kółku, złapał moje ręce do tyłu, wypychał kolanem i mówił coś w stylu, no bierzcie, kto chce.
Z dwa lata temu, miałam sen, mama na ruchomych schodach, jedzie w górę i jedna znienawidzona przeze mnie osoba, tak samo mnie trzymała w centrum handlowym, mówiąc 'widzisz i tak cię, nie zauważy, krzycz i tak cię nie usłyszy', płakałam z bezsilności, próbując krzyczeć i się wyrwać, płacz mnie obudził.
Ciągle śni mi się ten człowiek, zawsze jestem bezsilna, a M., nieobecna.
On krzywdzi mnie zawsze psychicznie, ograniczając mi swobodę i ukazuje, ze M., nie ma mnie w swoim życiu, że jestem jej obojętna.
Początkowo, śniło mi się, że błagam ją by wyjebała, owego osobnika, a ona zawsze jest bezradna.
Grożę, że się wyprowadzę, bo dłużej tak nie wytrzymam, krzyczę, że wyprowadzę się do teściowej.
Jakbym przeżywała to ciągle od nowa.
On zawsze, się do mnie uśmiecha, lub mówi w stylu 'i tak mi chuja zrobisz', a mnie potem cały dzień, wszystko drażni, myśli starają się ciągle, analizować sen i wkurwia mnie fakt, że niestety faktycznie realnie jestem bezsilna i nie mogę mu nic zrobić.
Już kilka lat, nie mieszkam z mamą, to coś w sumie też.
A sny są zatrzymane, w tamtym czasie, mimo, że o tym nie myślę.
Łapacze snów, chuja dają.